Dużo by pisać można.
O PRAWDZIWEJ przyjaźni na przykład...
Trudny czas w życiu teraz.
Bardzo.
Bardzo, bardzo, bardzo.
Jakby wszystkie niemalże nieszczęścia z zaskoczenia sięgnęły dna.
No, ale jednakowoż nie wszystkie... na szczęście.
Ufff...
Otóż, taka sytuacja.
Dzwoni przyjaciel, który wie... no więcej niż mniej.
On:
- Cześć Iza, powiedz mi, czy Igor między 17 a 20 lipca to jest z Tobą czy może być z tatą? może z dziadkami? może z kimś innym?
Ja:
- hmmm.... no plan jest taki, że z tatą, a dlaczego pytasz?
On:
- Ok. Więc...
Za chwilę dostaniesz na mail potwierdzenie zakupu biletu na samolot Gdańsk-Kraków-Gdańsk w dniach 17 - 20 lipca.
O 23.15 odbiera Ciebie z lotniska w Krakowie Aga.
U niej nocujesz.
Jak już wstaniecie następnego dnia, po śniadaniu i kawie przyjeżdżacie do nas, do Chorzowa i razem jedziemy w góry (Góry dają moc!)
Tam, jesteśmy razem. Śpimy na podłodze, w śpiworach. W cudnym miejscu.
Jemy coś fajnego i prostego.
Rano, kto chce idzie w góry.
Gadasz lub nie. Jak chcesz.
W niedzielę wieczorem zabieramy Cię do nas.
Gadamy lub nie.
Jak chcesz.
Jesteśmy razem.
W poniedziałek zawozimy Cię na lotnisko do Krakowa.
Wszystko dogadane i załatwione.
Ty tylko (!) bądź!
Ja (szok + klucha w gardle + brak słów):
- Ale, ale ja nie mogę przyjąć takiego prezentu.
Dziękuję.
O rany, co ja mogę powiedzieć....
On:
- Nic, przyjedź, czekamy na Ciebie.
No i oczy pełne łez.
I kurde, jak to możliwe?
Dzwonię do Agi (tej od odbierania z lotniska w Krakowie i nocowania):
- Agusiu, cudownie będzie Was znów spotkać...ale...
- cudownie Izuś! wszyscy się cieszymy,choć powód spotkania niefajny... to "akcja IZA" jest i już!
Od tego ma się przyjaciół przecież!
No i lecę do moich Przyjaciół.
Akcja IZA.
Kimkolwiek jest jen Ktoś "u góry" kto czuwa...
Dziękuję.