wtorek, 12 listopada 2013

Tęcza

Barwna.
Piękna.
Znienacka zachwycająca po burzy, deszczu.
Dzieląca niebo...

A co jeśli nagle zabraknie kolorów?
Hmmm...

Wymalowałam :-)

Tęcza to tęcza nawet pozbawiona kolorów...

Czasem, kiedy coś traci barwy, zyskuje na wyrazistości i oryginalności...
I bynajmniej nie myślę tu o tęczy :-) 
Ha! 

Być lepszym

Dalajlama inspiruje mnie od dawna.
I wysoko stawia poprzeczkę :-)


piątek, 8 listopada 2013

Zawsze w porę

Bert Hellinger ciekawił mnie od dawna.

Jako człowiek i jako twórca (kontrowersyjnej w niektórych kręgach metody, głównie przez brak wykształcenia psychologicznego Berta... co dla mnie jest w pewnym sensie atutem) teorii ustawień rodzinnych.
W Polsce ta forma pomocy terapeutycznej jest wykorzystywana z powodzeniem przez najlepszych psychoterapeutów.
Bert Hellinger
Ja jestam ZA.  

Hellinger spędził 25 lat w zakonie, w tym 16 lat na misji u Zulusów.
Studiował filozofię, teologię i pedagogikę.

                                                Lubię patrzeć na jego ciepłą, spokojną twarz :-)

Lubię czytać jego życiowe refleksje, pozbawione moralizatorstwa, oparte na życiowym doświadczeniu.
Waży słowa i opinie.
Z dużym zrozumieniem podchodzi do człowieka i jego wyborów życiowych.
Nie ocenia.
Nie krytykuje.
Zachęca do wglądu osobistego, zwłaszcza wówczas kiedy taki proces jest szczególnie trudny.
Czasem boli, ponieważ konfrontuje z tym, co głęboko schowane w podświadomości, czasem również świadomie wyparte, "zamiecione pod dywan".

Niedawne Święto Zmarłych... wspomnienia, świeczki, znicze, żal, refleksja.
Smutno.

Bert napisał o śmierci inaczej.
I wciąż o tym myślę a jest w tym spokój i zgoda.  

"Śmierć przychodzi zawsze w porę: dlatego, że nie ma dla nas miejsca na świecie, albo dlatego, że nasz czas minął i wypełniliśmy swoje zadanie, albo dlatego, że nadszedł moment na to, abyśmy zrobili miejsce dla innych.
W ten sposób śmierć zabiera nas z powrotem do praźródła, z którego życie wypływa i do którego powraca....

...Praźródło jako początek i koniec zmusza tych, którzy swoje życie uważają za jedyne i najwyższe, by przypomnieli sobie o swoich granicach.
Za pomocą losu lub choroby pokazuje te granice, nakłania nas do zastanowienia się nad praźródłem i tym, co naprawdę trwałe. Wtedy też, nie wywołując w nas strachu, pojawia się w polu naszego widzenia śmierć. Nie patrzymy bowiem na nią, lecz na praźródło, któremu ona służy. Życie i umieranie są wówczas jednym, gdyż w obu jesteśmy w takim samym stopniu w harmonii z tym, co pozostaje".


Biorę tę ścieżkę. 
Spokojnie, bez strachu, z refleksją...