środa, 14 sierpnia 2013

Wiedźmy


Przywiozłam z Lawendowego Pola syrop i olejek lawendowy.
I spokój.
Prawdziwy.

Poznałam wspaniałe wiedźmy.
Każda z nich to z cała pewnością: "Ta, która wie więcej"...
Przebywając z nimi, nabrałam tej czarodziejskiej energii od nich...
Gapiłam się jak dzieciak na wytwory ich rąk, z otwartymi oczami i rozdziawioną buzią :-)
Patrzyłam, jak lekko rozczochrane,w długich do ziemi sukienkach patrzą na świat śmiejącymi się oczyma.

Ale po kolei...
Wybrałam się z Izą, przyjaciółką na Lawendowe Pole w miejscowości Nowe Kawkowo na Warmii.

Spędziłyśmy tam 3 dni, a ja miałam poczucie że jestem tam od zawsze.
I trochę nawet zdziwiona, co robię...wyjeżdżałam.
Pachniała obłędnie...
Gościłyśmy w domu Asi, którą widziałam po raz pierwszy (i z całą pewnością nie ostatni).
Kiedy przyjechałam (Iza jeszcze nie dojechała) i podałyśmy sobie ręce, Asia spytała: kawy? 
Dostałam kubek pachnącej kawy i poczułam, że jestem w dobrym miejscu.
Czułam, że jestem u siebie.
Pisząc: u siebie, nie mam na myśli domu, jako budynku (choć w takim właśnie chciałabym żyć) ale to wszytko, co tworzyło ciepło tego miejsca.

Wejście do domu
Królestwo Asi
W oczekiwaniu na przyjazd Izy, na tarasie... Z Dalajlamą :-)
To wszystko, co czytałam w tej książce było tu w zasięgu ręki, w ciepłym powietrzu, zapachu lawendy, ciszy,... 
Z człowiekiem w zgodzie i razem żyją tu zwierzaki...
Psy, koty ale i cała masa żab, świerszczy, ptaków, ważek,...
Wystarczy patrzeć...
...
Leżałam na tarasie, gapiąc się w niebo a tu takie cudo nade mną...

W dole też ciekawie :-)



Lawenda była królową... wszędzie:-)
Nowe Kawkowo to niesamowite miejsce i stare (pierwsze wzmianki o nim pochodzą z XIV w.), w którym mieszkają ciekawi ludzie, głównie "uciekinierzy" z wielkich miast.
Jedną z takich osób jest Anka, która uciekła z Warszawy, prowadzi w Nowym Kawkowie galerię Wersal.

Lipa, mięta, melisa, jaśmin...
Ten cudny rower Anka gdzieś "zdobyła"...














Przed wejściem do galerii Wersal :-)

Miejsce przytulne, szybko przechodzimy "na ty" i pijemy herbatę ze świeżych ziół, które Ania zerwała w ogrodzie, za galerią.
Rozmawiamy, jakbyśmy znały się od zawsze, oglądamy nie tylko obrazy ale również miejsce, gdzie powstanie taras, magiczny ogród i...łazienkę, którą Ania sama otynkowała ozdobnie (pięknie).
Pięknie również maluje.
Dopiero zapytana, mówi że "ma do tego przygotowanie", szybko jednak wracamy do innych spraw.

Iza
Ania jest piękną, dojrzałą kobietą.
Szczęśliwą, ze "śmiejącymi się" oczyma :-)
W sukience w czerwono-białe pasy, uroczo trochę rozczochrana, z resztkami czerwonego lakieru na paznokciach.
Ma w oczach to coś, co czyni człowieka wolnym.


Wiele było w galerii obrazów i innych wytworów rąk artystów. 
Różnego rodzaju, materiału i przekazu.
Te, poniżej spodobały mi  się najbardziej...



Do galerii wpadłyśmy, ostatni raz w niedzielę.
Iza kupiła tam obraz na szczególną okazję :-)



























Kiedy siedziałyśmy już z aromatyczną herbatą na stole, Anka zerkając za okno i widząc idącą drogą kobietę rzekła: o Monia, jajka niesie od sołtysowej, nie będzie dziś dla mnie... 
To zdanie oddaje w pewnym sensie klimat tego miejsca.
Tu ludzie wymieniają się jedzeniem, sami wytwarzają sery, jogurty, warzywa bez nawozów,...
Wymieniają się tymi skarbami... 

Anka jest wiedźmą, wiem to z całą pewnością. 
Wiem również, że się jeszcze spotkamy.
Żegnamy się serdecznym uściskiem i całusem w policzek.
Rzuciła czar...mam nadzieję.

Kolejną wiedźmą jest koronczarka Monia.
Kiedy docieramy do jej starego, pięknego domu w lesie, wita nas przemiły mężczyzna i wielki psiak.
Siadamy na ganku, słuchamy historii domu.
Monika opowiada nam o tym, jak wykonuje się frywolitki, pokazuje swoje prace.

Namawiam Izę do zakupu pięknego wisiorka (później tego mocno żałuję :-) był tylko jeden).
Iza w lawendzie...i z wisiorkiem (choć nie widać zbytnio)
Lawenda na pierwszym planie :-)
Asia jest wiedźmą szczególną.
Mamy możliwość i przyjemność obserwować ją jak krząta się cały dzień w kuchni.
Asia własnoręcznie ozdabia każdy woreczek

Piecze bułeczki na śniadanie, parzy kawę a wszystko to powoli i w skupieniu.
Specjalnie dla mnie przygotowuje selerowe kotleciki bezglutenowe :-) Pycha! 
Asia odzywa się niemalże tyko wówczas, kiedy jest pytana.
Czasem śpiewa cichutko...
Ocet lawendowy


Jak na wiedźmę przystało, "kręci" jakieś lawendowe kremy, przygotowuje syropy lawendowe, olejki, octy.
Pięknie ozdabia woreczki z lawendą.
Mówi ciepło do psów i głaszcze je, jakby mimochodem.
Jemy pachnące warzywa z ogrodu Piotra, u którego rosną nie zaznawszy chemii.
Przypominam sobie zapachy i smaki z dzieciństwa.
Obłędnie smakują ziemniaki i maleńkie marcheweczki.
Próbujemy również pysznych kozich serów...
Pałaszujemy ogroooomne ilości jedzenia :-)

Śniadanie... :-)
Poranek na pomoście nad stawem :-) Dwie Izki
Ostatnia w tym magicznym miejscu kawa żołędziowa z żeń-szeniem, lawenda...ZEN
To był wspaniały, dobry czas...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz