czwartek, 31 października 2013

Pochwała niekonsekwencji?

Wczesny ranek w stolicy.
Idę pooddychać, pospacerować ulicami mi dotąd nieznanymi.
Poza centrum Warszawy.

hmmmm.....wygląda zachęcająco? jestem jednak gotowa na nowe uczucie :-)
Stolica...
Stolica...
Cd.
.......
Ten widok zasmucił mnie szczególnie...
Podsumowanie...
Smutny był to spacer...

środa, 30 października 2013

Kubek

Trzy szalone dni.
Dobrzewino-Gdańsk-Toruń-Bydgoszcz-Toruń-Warszawa-Poznań-Toruń-Gdańsk-Dobrzewino.

Takie tempo, że nie mam czasu zjeść.
Przemieszczam się-wykład-przemieszczam się-wykład-... 
Szybko pochłonięte Monte, plastikową łyżeczką w aucie, banan,woda (cudownie, że na fotelu pasażera).

W Warszawie trochę dłuższy czas wolny (około 1 godz. do dyspozycji :-)) wow!
Biegnę szybko na ciepłą zupę do restauracji hotelowej.
Zasypiam prawie nad talerzem, ze zmęczenia i błogości, która nagle dopada mnie i mój pełny brzuch.
Oczy czerwone, przekrwione od sztucznego światła na salach konferencyjnych i suchego powietrza same się zamykają.
Spać, rano znów podróż.

Ale, ale! przy recepcji stoi automat z napojami!
Widziałam, że można kupić tam czekoladę z gorącym mlekiem.
Biegnę, czując że moje kubki smakowe uaktywniły się i prawie niezależnie ode mnie wyrywają się do tej smakowitości.
Jest!
Stoi.
Działa.
Szperam w torebce...przepastnej.
Jest portfel.
Dużo drobniaków.
Muszę wymienić a do recepcji kolejka oczekujących.
Przebieram nogami i kiedy recepcjonistka pochyla się, żeby coś sięgnąć z szuflady desperacko podrzucam moje drobniaki.
Wzrok mam błagalny.
Dostaję piątkę za moje drobniaki.
Przez chwilę, przemyka przez moją głowę myśl: hmmm... drogo.
Zaraz jednak porzucam tę myśl.
Wyszukuję odpowiedni przycisk.
Wrzucam piątkę.
Przyciskam.
Czekam ze ślinotokiem....
Maszyna zawarczała.
Czekam.
Zapachniała czekolada.
Stoję z maślanym wzrokiem.
Czekam.
Leci gorący, pachnący strumień napoju, który ma mnie utulić do hotelowego snu.
Paruje, bulgocze, obłędnie pachnie.
Leci.
Leci.
Leci.
I cisza.
I przyszedł TEN moment.
Ale, ale...

Gdzie jest qrna kubek????????????????
Nie zdążył...

Stoję jak wryta wciąż gapiąc się w miejsce, które miało mnie zadowolić wieczorową porą.
Nie ma.
Nic nie ma.
Qrnaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Gdzie jest moja czekolaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaada!  
 ............
Ps. piszę na sali konferencyjnej w Poznaniu, wciąż myśląc o swoim nieszczęściu ;(
Za 15 minut mój wykład.
Ostatni w tym "maratonie".
Jeszcze tylko powrót nocą do Torunia i już jutro do domu.

Z tym kubkiem, to jak z życiem.
Tyle "smakowitości" wokoło nas przepływa.
Czasem jednak brakuje nam "kubka", żeby je brać.

Kiedy już się wyśpię w SWOIM łóżku, kupię sobie czekoladę, taką do picia... z gorącym mlekiem.
I nie zapomnę kubka!  

CARPE DIEM!

czwartek, 24 października 2013

środa, 23 października 2013

Dawaj za...

Lube...


Słuchałam.
Słucham.
Będę słuchać.

Żeby zawsze pamiętać... za co warto...
 

czwartek, 17 października 2013

Paradoks naszych czasów







Mamy więcej możliwości, lecz mniej czasu. 
Mamy więcej tytułów, lecz mniej rozsądku.
Więcej wiedzy, lecz mniej zdrowej oceny sytuacji.
Mamy więcej specjalistów, lecz i więcej problemów
Więcej leków, lecz mniej zdrowia.

Mnożymy majątki, okrajamy własne wartości. 
Mówimy za dużo, kochamy za mało, kłamiemy zbyt często.
Uczymy się, jak zarabiać na życie, lecz nie uczymy się, jak żyć. 
Mamy stabilne budowle, lecz kruche charaktery.
Coraz szersze autostrady, lecz coraz węższe poglądy.

 Przebywamy drogę na księżyc i z powrotem, lecz mamy problem
przekroczyć ulicę i poznać nowego sąsiada. 
Tworzymy coraz więcej komputerów, przechowujemy coraz
więcej informacji, lecz komunikujemy się coraz mniej, mniej i mniej.


To czas szybkiego jedzenia, lecz wolnego trawienia.
Wielkich mężczyzn, małych charakterów.
Czas większej ilości pracy, mniejszej ilości zabawy.
Większej ilości różnych posiłków, mniejszej ilości witamin i minerałów.
czas, kiedy mamy mnóstwo w oknie, a nic w pokoju.
                                   
                                                                             /DALAJLAMA/

poniedziałek, 14 października 2013

Chleb kukurydziany

Mniej więcej pół roku temu rozpoczęła się moja przygoda z bezglutenem.
Kiedy człowiek od urodzenia przyswaja tę mieszaninę białek roślinnych zmiana tego stanu jest niesłychanie trudna.

Zaczyna się od czytania etykiet na opakowaniach i tu zdziwienie... zakazany składnik jest prawie wszędzie.
Czasem czułam się osaczona przez gluten i początki były takie, że nie jadłam niemalże nic.
Warzywa i owoce wydawały się bezpieczne, nie zeszłam więc śmiertelnie z głodu :-) 

Ale nie o tym post.

Poszukiwałam chleba, który mogę sama upiec,"bezpiecznego" dla mnie.
Moje próby kończyły się fiaskiem.
Do dziś!

Mam wreszcie chleb, który jest nie tylko pyszny, przygotowuje się go ze składników, które najczęściej mam w domu i owo przygotowanie jest banalnie proste.

Chlebek przeszedł próbę smaku wykonaną przez P. (glutenowca :-)) i... prawie zniknął w 10 minut.
Jest przepyszny.
Zachęcam do spróbowania osoby otwarte na nowe smaki.

Mój chleb kukurydziany z dżemem morelowym... na tarasie, akurat wyszło słońce - pysznie!
 Przepis na chleb kukurydziany:
180g mąki kukurydzianej
2 jajka
180 ml jogurtu naturalnego (dałam bałkański i trochę więcej)
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka oleju
2 łyżeczki proszku do pieczenia
tłuszcz do posmarowania formy

Mąkę należy zmieszać z proszkiem i pozostałymi składnikami. 
Gładką masę wlać/przełożyć łyżką do formy nasmarowanej tłuszczem (małej keksówki).
Wstawić do nagrzanego do 200 stopni piekarnika na około20-25 minut.
Po tym czasie, wyłączyć piec ale pozostawić jeszcze chleb wewnątrz.
 Wyjąć i ostudzić na kratce.  

Chleb nie jest słodki choć trochę smakuje jak ciasto.
Nie wyrasta wysoki. 
Zajadałam z masłem i dżemem lub samym dżemem.
Jak dla mnie - pychota!

Ps. mówi się, że nie samym chlebem człowiek żyje...
Hmmm...
Kiedy przez kilka tygodni nie jesz w ogóle pieczywa (gotowe, bezglutenowe smakuje paskudne)
i nagle możesz powiedzieć: zrobię sobie kanapkę (!) to jest wspaniała sprawa!

Smacznego!