Wczesne przedpołudnie.
Piękne miasto w Małopolsce, które za kilkadziesiąt minut opuszczę.
Myślę o czekającej mnie podróży do domu.
Zupełnie nieoczekiwanie, dosiada się na "moją" małą ławeczkę, mężczyzna.
Dzień dobry - uśmiecha się ciepło, kładąc obok plecak.
Odpowiadam na przywitanie, trochę zdziwiona.
Okazuje się, że przed nami podróż do tego samego celu.
Nie lubię rozmawiać z przypadkowo poznanymi ludźmi.
Nie zagaduję i nie podtrzymuję rozmowy, najczęściej.
Tym razem, jednak czuję że sprawia mi to przyjemność, że jest "chemia".
Mężczyzna jest nienachalny i ma w oczach coś, co daje poczucie bezpieczeństwa.
Mówi powoli, ważąc słowa.
Czekanie jest najprzyjemniejsze - mówi z ciepłym uśmiechem.
I nagle widzę, że słońce pięknie świeci, jest spokojnie, bezwietrznie i ciepło, jak na połowę stycznia - magicznie!
Zastanawiam się nad tymi słowami i czuję jeszcze bardziej, że jest ciepło i przyjemnie.
I że czekanie może być wyjątkowe.
Tu i teraz.
Nie to, co będzie ale to, co jest.
Kiedy wstajemy oboje, ja chwytam mój bagaż (a jest tego naprawdę dużo :-)):
Pomóc pani? - pyta, jakby to było oczywiste.
Idziemy razem i wcale nie mam ochoty "uciekać" od przypadkowego towarzystwa (sama jestem zdziwiona takim stanem :-))
Przed wejściem nasze drogi się rozchodzą.
Ja muszę nadać bagaż.
Mężczyzna zabiera plecak ze sobą.
Kiedy wchodzę do środka, widzę że jest dużo miejsca, co mnie cieszy, planuję poczytać, pisać.
Lubię podróżną samotność.
Widzę uśmiechniętą twarz i machającą do mnie rękę.
"Nie uciekam", co mnie po raz kolejny zadziwia.
Idę za tym zadziwieniem, w kierunku machającej do mnie ręki.
Zajmuję miejsce przed.
Jeśli nagle zrobi się tłoczno, przesiądę się do tyłu, do "znajomego".
Znów czuję się bezpiecznie.
Czekanie jest najprzyjemniejsze - słyszę "w głowie"....
Tak.
Tu i teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz