niedziela, 24 sierpnia 2014

Temat Lema

Wakacje.
Lato.
Oczywiste, wydaje się, że ma być pogoda.
Choć pogoda jest zawsze, w zasadzie - ale, przecież są wakacje - ma być ciepło i słonecznie.
I taka bywa pogoda.
Nie dość, że się odwrócił parasol to jeszcze rączka pogięła :-)

Ale bywa i inna.
Równie fajna.
Deszcz, wiatr i pochmurno.

Sposobów spędzania radośnie czasu w pogodę typu 2 jest wiele:

1. Weź parasol, kolorowe kalosze (jeśliś płci żeńskiej i takowe posiadasz) i idź popatrzeć jak fajnie pada i pachnie ziemia;


2. Weź zwierzę udomowione, chyba psa najlepiej (mój syberyjski uwielbia chłód) i patrz, jak ochoczo włazi w kałuże;


3. Możesz zabrać dziecko (jeśli nie chce, przekupstwo jest skuteczną formą zachęty... tak, tak nie oburzajcie się, wszyscy to robimy...);
Ale poskakać i z takim, wszak można :-)
I jak się na właściwą mu stronę odwróci to deszczu trochę zatrzyma dla siebie :-)


4. W czasie deszczu jest pięknie i świeżo i tak jak łzy człowieka tak deszcz oczyszcza ziemię;


5. Jeśli masz kawałek, swojej ziemi spróbuj jak wspaniale przesadzać rośliny w trakcie deszczu;

6. Deszcz nawilża włosy i skórę, bez hialuronowych kwasów i kiełbasianych jadów (fuj!). W dodatku dzieje się to bezboleśnie;


7. Moja Siostra mówi (a zna doskonale temat), że cudownie biega się w deszczu, zwłaszcza długie dystanse (biega maratony, więc wie :-));

8. A ja uwielbiam zapach mojej ziemi w ogrodzie, po deszczu i kiedy tylko mogę sprawiam sobie tę przyjemność (wąchania);

9. Ja dodam jeszcze, że uwielbiam patrzeć na mojego psa, po deszczu. Na co dzień wygląda jak niedźwiedź a po zetknięciu z wodą robi się chudziutki :-) a nóżki ma jak kurczak.
Prześmieszny widok.

Cieszę się, także że rośliny dostają wodę. Przyroda się cieszy a ja razem z nią :-)    

Bo każda pogoda jest dobra :-)

A kiedy, słyszę narzekania, że za zimno, za deszczowo, za wietrznie, za gorąco.. na co i tak nie mamy absolutnie żadnego wpływu - to zawsze przychodzi mi na myśl zdanie mądrego, wszak człowieka:

                                "Bądź dobrej myśli, bo po co być złej" 

                                                                            /Stanisław Lem/

Pozdrawiam z deszczowego Podgórzyna!

Ps. wszystko pięknie pachnie a świeże powietrze oczyszcza i ciało i duszę :-)
Hej! 

Kolej na kolej

Powstała w 1902 roku.  
Po przeszło 65 latach na linię 311powróciła kolej.
Jelenia Góra - Szklarska Poręba - Jakuszyce - Korenov.
Najwyżej w Polsce, 886 m n.p.m. 
Od 2010 znów głośnym gwizdem oznajmia swoją obecność na trasie.

Kolej Izerska. 

Dworzec Szklarska Poręba Górna wita nas kolorami.
W środku niezachęcający do wejścia, brudny i zniszczony budynek.
Nieczynne kasy.
Na zewnątrz piękny.

Fragment budynku dworca Szklarska Poręba Górna
Piękne okna, drewniana konstrukcja, kolor jeszcze bardziej wyrazisty dzięki niebieskim barierkom - zachwycają i przyciągają wzrok, w oczekiwaniu na... żółciutki pociąg :-)



Zmierzamy na peron w oczekiwaniu na pociąg, który podąża malowniczym szlakiem.

Kolej Izerska jest uznawana za jedną z najciekawszych w Polsce.

Powstała na początku ubiegłego wieku wiezie nas zakolami, które odsłaniają piękne krajobrazy.





Żółta Marysia :-)
Głośno pogwizdując nadjechała żółta... MARYSIA (?)...
Hmmmm... za "sterami" raczej męski przedstawiciel gatunku :-)

Bilety nabyliśmy od przemiłego (i przystojnego :-)) Czecha i ruszyliśmy w krótką ale ciekawą podróż.








Kolej Izerska sprzyja nie tylko żądnym wrażeń obserwatorom gór ale również aktywnie spędzającym czas turystom.

Latem, koleją podróżują do Czech rowerzyści a zimą narciarze biegowi, gdzie w Jakuszycach czeka na nich ponad 100 km specjalnie przygotowanych tras.




Drzewa odsłaniały przepiękny widok na otaczające kolej góry. 

Wróciliśmy do Podgórzyna, by równie kolorowo podsumować wrażenia z podróży - w Górskiej Chacie u Pani Sołtysiny, która robi najlepszą na świecie ogórkową.
Hitem jest również woda mineralna z sokiem malinowym, która tu również smakuje jakby inaczej.

Może to kwestia wody?
Może Gór?
A może zwyczajnie tego, że proste rzeczy smakują lepiej, jeśli delektujesz się nimi spokojnie?  


Wakacje powoli zbliżają się do końca...

Planujemy już powrót zimowy...
A zima jest tutaj równie magiczna jak lato :-)

Może nie tak kolorowa - ale równie spokojna...

piątek, 22 sierpnia 2014

Izy Izery

Mój zachwyt do Gór Izerskich wzniecił P., przywożąc mnie w to urocze miejsce na Ziemi.

Wyruszamy z Jakuszyc czerwonym szlakiem...
Jestem zachwycona już po przejechaniu kilku kilometrów :-) 

Góry Izerskie są położone trochę jakby na uboczu głównych szlaków turystycznych Sudetów Zachodnich.
Jesteśmy prawie sam na sam z Przyrodą.

Góry te mają swoje tajemnice i legendy, skrywane przez wieki.
Nazwa pochodzi od rzeki Izery, o której wzmianki pojawiły się już w XIII wieku, (wówczas podawano nazwę: Gizera).  
Pod koniec XVIII wieku region pomiędzy Przełęczą Szklarską a Bramą Łużycką otrzymał nazwę Gór Izerskich.  

Miejsce zachwycające przestrzenią, niespotykaną gdzie indziej przyrodą.
Cisza.
Spokój.

Jednym z najważniejszych miejsc w Górach Izerskich była osada Orle.
Zatrzymujemy się w Schronisku Orle, które znajduje się w miejscu dawnej osady.

Niegdyś, huta szkła - dziś gości turystów.
Przed schroniskiem
W XIX w. nieopodal huty szkła Orle znajdowała się gospoda, która tak oto zachęcała gości:

"Przemierzyłeś te góry,
W spiekocie słońca, na wietrze i w burzy,
Z pewnością też i w brzuchu Ci burczy.
Więc wejdźże do środka, a jedz, a pij,
I na pewno nie pożałujesz
Gdy u gospodarza czegoś dobrego skosztujesz."
                          (tłum. P. Wiater)

Pożywieni niebiańskim kapuśniakiem :-) jedziemy dalej, w stronę Hali Izerskiej.
Droga prowadzi wzdłuż szemrzącej rzeki.

Woda ma niespotykany, bursztynowy kolor...
 Zatrzymujemy się, kiedy jest blisko.
Porzucone rumaki :-)

Ma niewiarygodny kolor.
Czysta, zimna i spokojna.

Porzucamy na czas jakiś nasze dwukołowe rumaki, słuchamy Izery...




Jedziemy w stronę Hali Izerskiej.



To nie tylko zjawiskowo piękne miejsce ale również bardzo ciekawe.
Tu wydobywano, niegdyś cenne kruszce a roślinność służyła do wytwarzania leczniczych trunków. 
Pięknie, gdzie okiem sięgnąć...
Mamy wyjątkowe szczęście, pogoda jest idealna do jazdy rowerem.
Klimat tu jest specyficzny.
Całkiem niedawno, w lipcu czy sierpniu bywały ujemne temperatury!

Dojeżdżamy do kolejnego schroniska, w którym przed wojną mieściła się szkoła.
To Chatka Górzystów. 

Chatka Górzystów w tle...
Zatrzymujemy się.
Herbata, jakieś słodkości ze schroniskowego bufetu.
Patrzymy na mapę, uzgadniając dalszą trasę.


Oddychamy rześkim powietrzem Gór.
Wieje silny, zimny wiatr...
To nic.

Jest pięknie, gdzie nie spojrzeć.






Ruszamy dalej...
Droga prowadzi lasem.

Zatrzymujemy się przy niewielkim mostku.

Tam P. dokonuje odkrycia :-)
To ważka (niestety, okazuje się martwa).

Wyjątkowo duża, wygląda jak z bajki.
Niesamowicie kolorowa.

Igor robi zdjęcie.

Po powrocie szukamy informacji.

Żagnica Zielona (samiec)
Okazuje się, że ważka, którą "spotkaliśmy" to Żagnica Zielona, jedna z największych ważek w Polsce, objęta ścisłą ochroną gatunkową.
Jesteśmy na terenie Rezerwatu Przyrody Torfowiska Doliny Izery... 

To już ostatni nasz postój... Trochę już zmęczeni, pozwalamy sobie na dłuższe lenistwo :-)
30 km w górach to ten sam dystans x2 na nizinach :-)
Poza tym, jest tak pięknie, że żal patrzeć tylko na drogę przed sobą.

Most od strony rzeki jest znacznie ciekawszy niż jego część standardowo używana do chodzenia :-)
Kobieta... wiadomo :-)

To był cudowny dzień.
Prawdziwie "karmiący" czas...

Wiem już, że będę częstym gościem w Górach Izerskich.

Jeszcze mam Tam wiele do odkrycia!







No i za kolejne, wspaniałe wyprawy w Izery - kubek herbaty z miodem!

czwartek, 14 sierpnia 2014

Sposób na upał

Izabela, lat... (kto by tam się doliczył... i po co, w zasadzie).
Jestem uzależniona.
Od grycanów.
Lodów. 

Wszystkiemu winne upały.
I moje łakomstwo :-)

Grycany chałwowo sezamowe - poezja!!!i kawa w ulubionej filiżance :-)

No bo jak się ochładzać?

Lodów nie lubię.
Sięgnęłam po nie w gorączkowej desperacji.

I zachłysnęłam się tym niebiańskim smakiem!
I kremową konsystencją!
Mniam...



Orso pożera nawet kubek!
Widać dnooooooooooooooooooooooooo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Taka oto, krótka upalna refleksja.
Życie jest piękne!
I słodkie :-) 

Pozdrawiam, 
Pulchna Blondyna 

Ps. wiem, w którym całodobowym mają grycany :-)  
Tak na wszelki wypadek, jakby znowu przygrzało :-) 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Odrębność

"Szanuj swoją odrębność tak samo, jak szanujesz innych ludzi"

                                                                             /Beata Pawlikowska/ 

u nas...

                                               

                                                                 

sobota, 2 sierpnia 2014

Lekcja matematyki

Od ponad roku sobie maluję.
I rysuję.

Po swojemu.
Jak mi się coś w głowie ułoży, to przelewam na papier lub podobrazie. 

Jak kompletny naturszczyk, używam farb, kredek, węgla, ołówka...
Efekty tegoż używania czasem są dla mnie samej zaskakujące :-)
No bo miało być coś a jest coś... innego

Tak się bawię :-) 

I tak zabawiając się, poczułam że brak mi podstaw, bazy absolutnej.
No i tak oto znalazłam się w Gdyńskiej Akademii Talentów.
Już sama nazwa sprawiła, że poczułam się artystą :-) 

Stawiłam się przed czasem, aby przed zajęciami porozmawiać z prowadzącym.

Kilka pytań i odpowiedzi: 
  • Przyniosła Pani swoje prace? - dociera do mnie pytanie. 
  • Nie... (mój wzrok utkwiony w czubkach butów). 
  • Dlaczego Pani do nas przyszła? - znów pytanie. 
  • Czasem, jak mi się coś przyśni, albo mam w głowie jakiś obraz czuję, że muszę i chcę to namalować. Chcę się uczyć. - odpowiadam (no, jednak nieśmiało, odpowiadam :-)).
  • Co już Pani potrafi? - znów pytanie. 
  • Nie wiem, po prostu lubię być sam na sam z farbami i kartką. Ale to dla mnie już za mało... 
  • Lubi pani matematykę?  (Rany! - pomyślałam - gdzie ja trafiłam?)

  • Nie, nie lubię i nie jest to moja najmocniejsza strona - przeczuwam trudności...  

Pierwsza lekcja w Akademii :-) Lekcja... matematyki (!)
Po krótkim wprowadzeniu, dostałam swoją sztalugę, ołówki, gumkę i kartkę.
Proszę rysować - padło jak rozkaz - martwa natura, tam. 
Sama poczułam się, jak martwa!!!

No bo i mierzyć trzeba.
Ustalać proporcje.
Ręka prosta z ołówkiem.

8 i 2/3 czy 8 i 1/3????

Martwa natura... i ja wciąż żywa :-)

Przymykam jedno oko.
Co ja mam, qrna mierzyć???   

Odważnie pytam i pytam i pytam...
Nie rozumiem, jeszcze raz, proszę... 

Przeniesienie przedmiotów z przestrzeni na kartkę jest dla mnie nowym zadaniem, trudnym.

Dotychczas malowałam "z głowy" :-)


Nic nie musiałam mierzyć, liczyć...
Czuję się źle...
Próbuję jednak, raz, drugi, trzeci.
Zmazuję, poprawiam.

Ale, ale! przychodzi moment, że zaskakuję i zatrybiam!
Widzę tę przestrzeń!
Widzę ją na mojej kartce!!!
Cudowne uczucie, satysfakcja i radość :-)

Po 3 godzinach nauki (!) zabieram do domu moją pracę, dumna...
Zmęczona. 

Przekonałam się, jak to jest być po drugiej stronie.
Jak to jest być dorosłym uczniem :-)  

Sama ucząc od wielu lat innych dorosłych, powtarzam, że:

 "Do sukcesu nie żadnej windy, trzeba iść po schodach" 

Ps. Pracownia jest na V piętrze (w budynku nie ma windy! :-)) 
Przede mną kolejne lekcje... i nie mogę już doczekać się, kiedy wbiegnę na górę...