sobota, 2 sierpnia 2014

Lekcja matematyki

Od ponad roku sobie maluję.
I rysuję.

Po swojemu.
Jak mi się coś w głowie ułoży, to przelewam na papier lub podobrazie. 

Jak kompletny naturszczyk, używam farb, kredek, węgla, ołówka...
Efekty tegoż używania czasem są dla mnie samej zaskakujące :-)
No bo miało być coś a jest coś... innego

Tak się bawię :-) 

I tak zabawiając się, poczułam że brak mi podstaw, bazy absolutnej.
No i tak oto znalazłam się w Gdyńskiej Akademii Talentów.
Już sama nazwa sprawiła, że poczułam się artystą :-) 

Stawiłam się przed czasem, aby przed zajęciami porozmawiać z prowadzącym.

Kilka pytań i odpowiedzi: 
  • Przyniosła Pani swoje prace? - dociera do mnie pytanie. 
  • Nie... (mój wzrok utkwiony w czubkach butów). 
  • Dlaczego Pani do nas przyszła? - znów pytanie. 
  • Czasem, jak mi się coś przyśni, albo mam w głowie jakiś obraz czuję, że muszę i chcę to namalować. Chcę się uczyć. - odpowiadam (no, jednak nieśmiało, odpowiadam :-)).
  • Co już Pani potrafi? - znów pytanie. 
  • Nie wiem, po prostu lubię być sam na sam z farbami i kartką. Ale to dla mnie już za mało... 
  • Lubi pani matematykę?  (Rany! - pomyślałam - gdzie ja trafiłam?)

  • Nie, nie lubię i nie jest to moja najmocniejsza strona - przeczuwam trudności...  

Pierwsza lekcja w Akademii :-) Lekcja... matematyki (!)
Po krótkim wprowadzeniu, dostałam swoją sztalugę, ołówki, gumkę i kartkę.
Proszę rysować - padło jak rozkaz - martwa natura, tam. 
Sama poczułam się, jak martwa!!!

No bo i mierzyć trzeba.
Ustalać proporcje.
Ręka prosta z ołówkiem.

8 i 2/3 czy 8 i 1/3????

Martwa natura... i ja wciąż żywa :-)

Przymykam jedno oko.
Co ja mam, qrna mierzyć???   

Odważnie pytam i pytam i pytam...
Nie rozumiem, jeszcze raz, proszę... 

Przeniesienie przedmiotów z przestrzeni na kartkę jest dla mnie nowym zadaniem, trudnym.

Dotychczas malowałam "z głowy" :-)


Nic nie musiałam mierzyć, liczyć...
Czuję się źle...
Próbuję jednak, raz, drugi, trzeci.
Zmazuję, poprawiam.

Ale, ale! przychodzi moment, że zaskakuję i zatrybiam!
Widzę tę przestrzeń!
Widzę ją na mojej kartce!!!
Cudowne uczucie, satysfakcja i radość :-)

Po 3 godzinach nauki (!) zabieram do domu moją pracę, dumna...
Zmęczona. 

Przekonałam się, jak to jest być po drugiej stronie.
Jak to jest być dorosłym uczniem :-)  

Sama ucząc od wielu lat innych dorosłych, powtarzam, że:

 "Do sukcesu nie żadnej windy, trzeba iść po schodach" 

Ps. Pracownia jest na V piętrze (w budynku nie ma windy! :-)) 
Przede mną kolejne lekcje... i nie mogę już doczekać się, kiedy wbiegnę na górę...

2 komentarze: