sobota, 27 września 2014
piątek, 26 września 2014
Gdybym dziś...
poniedziałek, 15 września 2014
Słowa Meryl
Żałuję, że słowa Meryl, nie są moimi.
Choć, czytając identyfikowałam się z każdym poglądem i zdaniem.
I bardzo jest mi bliskie to, co napisała...
“Nie mam już cierpliwości do pewnych rzeczy, nie dlatego, że stałam się arogancka, ale po prostu dlatego, że osiągnęłam taki punkt w moim życiu, gdzie nie chcę tracić więcej czasu na to, co mnie boli lub mnie nie zadowala.
Nie mam cierpliwości do cynizmu, nadmiernego krytycyzmu i wymagań każdej natury.
Straciłam wolę do zadowalania tych, którzy mnie nie lubią, do kochania
tych, którzy mnie nie kochają i uśmiechania się do tych, którzy nie chcą
uśmiechnąć się do mnie.
Już nie spędzę ani minuty na tych, którzy chcą manipulować.
Postanowiłam już nie współistnieć z udawaniem,hipokryzją, nieuczciwością i bałwochwalstwem.Nie toleruję selektywnej erudycji, ani arogancji akademickiej.
Nie pasuję do plotkowania.
Nienawidzę konfliktów i porównań.
Wierzę w świat przeciwieństw i dlatego unikam ludzi o sztywnych i nieelastycznych osobowościach.
W przyjaźni nie
lubię braku lojalności i zdrady.
Nie rozumiem także tych, którzy nie wiedzą jak chwalić lub choćby dać słowo zachęty.
Mam trudności z zaakceptowaniem tych, którzy nie lubią zwierząt.
A na domiar wszystkiego nie mam cierpliwości do wszystkich, którzy nie zasługują na moją cierpliwość.“
/Meryl Streep/
Choć, czytając identyfikowałam się z każdym poglądem i zdaniem.
I bardzo jest mi bliskie to, co napisała...
“Nie mam już cierpliwości do pewnych rzeczy, nie dlatego, że stałam się arogancka, ale po prostu dlatego, że osiągnęłam taki punkt w moim życiu, gdzie nie chcę tracić więcej czasu na to, co mnie boli lub mnie nie zadowala.
Nie mam cierpliwości do cynizmu, nadmiernego krytycyzmu i wymagań każdej natury.
Meryl |
Już nie spędzę ani minuty na tych, którzy chcą manipulować.
Postanowiłam już nie współistnieć z udawaniem,hipokryzją, nieuczciwością i bałwochwalstwem.Nie toleruję selektywnej erudycji, ani arogancji akademickiej.
Nie pasuję do plotkowania.
Nienawidzę konfliktów i porównań.
Wierzę w świat przeciwieństw i dlatego unikam ludzi o sztywnych i nieelastycznych osobowościach.
Nie rozumiem także tych, którzy nie wiedzą jak chwalić lub choćby dać słowo zachęty.
Mam trudności z zaakceptowaniem tych, którzy nie lubią zwierząt.
A na domiar wszystkiego nie mam cierpliwości do wszystkich, którzy nie zasługują na moją cierpliwość.“
/Meryl Streep/
piątek, 5 września 2014
Czasy wirtualu
Post nie będzie o tym, że:
Nastały złe czasy.
Dzieci nie bawią się już na podwórku.
Nie grają w piłkę.
Siedzą tylko na fejsie.
Grają w ogłupiające gierki.
Pedofilia w sieci.
Bezduszność i zaraza.
Zagłada i koniec świata.
Post będzie o dziecku, które (jak większość rówieśników) korzysta z wirtualu.
I o...małym robaczku.
Wczesny poranek, zaczął się rok szkolny.
Igor z trudnością otwiera oczy.
Chce jeszcze spać.
Ubiera się (z jednym jeszcze zamkniętym okiem).
Przygotowuję śniadanie.
Widzę, że zwinięty w kucki, jeszcze trochę zaspany, wpatruje się w podłogę.
- Nie wyspałeś się, synku? - pytam.
- Nie, taki mały tu jest robaczek. Leży na plecach i nie może się ruszyć - odpowiada mój niespełna 12-letni syn.
- Pewnie nie żyje - rzucam bezdusznie, pomiędzy nalewaniem zupy a łykiem kawy.
Teraz, tłukę się w pierś! to ja przecież mówię mu w kółko o empatii, szacunku do wszystkiego, co życie... a w realu! jak widać!
- On żyje, widziałem że rusza nóżkami.
Widzę, że sprawa jest ważna, Igor nie rusza się z miejsca.
- To spróbujmy mu pomóc, wezmę kartkę, odwrócimy go.
Robię to i zanoszę robaczka (który faktycznie żyje) na parapet.
- Na dwór go wynieś, mamo - mówi mój syn.
Robię to, znów bijąc się w piersi, w duchu.
Siadamy do śniadania.
Kiedy Igor jest już w szkole, myślę o tym.
I natrętnie pojawiają się w mojej głowie pytania:
Kto, tak naprawdę żyje w realu?
Czy, jako matka nie patrzę na moje dziecko zbyt powierzchownie?
Czy nie stosuję stereotypów?
Dostałam dziś lekcję.
Od mojego syna, który uratował realnego robaczka :-)
Choć w wirtualu walczy z wielkimi potworami i pewnie sam, czasem bywa "wielkim potworem".
Nastały złe czasy.
Dzieci nie bawią się już na podwórku.
Nie grają w piłkę.
Siedzą tylko na fejsie.
Grają w ogłupiające gierki.
Pedofilia w sieci.
Bezduszność i zaraza.
Zagłada i koniec świata.
Post będzie o dziecku, które (jak większość rówieśników) korzysta z wirtualu.
I o...małym robaczku.
Wczesny poranek, zaczął się rok szkolny.
Igor z trudnością otwiera oczy.
Chce jeszcze spać.
Ubiera się (z jednym jeszcze zamkniętym okiem).
Przygotowuję śniadanie.
Widzę, że zwinięty w kucki, jeszcze trochę zaspany, wpatruje się w podłogę.
- Nie wyspałeś się, synku? - pytam.
- Nie, taki mały tu jest robaczek. Leży na plecach i nie może się ruszyć - odpowiada mój niespełna 12-letni syn.
- Pewnie nie żyje - rzucam bezdusznie, pomiędzy nalewaniem zupy a łykiem kawy.
Teraz, tłukę się w pierś! to ja przecież mówię mu w kółko o empatii, szacunku do wszystkiego, co życie... a w realu! jak widać!
- On żyje, widziałem że rusza nóżkami.
Widzę, że sprawa jest ważna, Igor nie rusza się z miejsca.
- To spróbujmy mu pomóc, wezmę kartkę, odwrócimy go.
Robię to i zanoszę robaczka (który faktycznie żyje) na parapet.
- Na dwór go wynieś, mamo - mówi mój syn.
Robię to, znów bijąc się w piersi, w duchu.
Siadamy do śniadania.
To jest real... Igor podejrzany przeze mnie... |
I natrętnie pojawiają się w mojej głowie pytania:
Kto, tak naprawdę żyje w realu?
Czy, jako matka nie patrzę na moje dziecko zbyt powierzchownie?
Czy nie stosuję stereotypów?
Dostałam dziś lekcję.
Od mojego syna, który uratował realnego robaczka :-)
Choć w wirtualu walczy z wielkimi potworami i pewnie sam, czasem bywa "wielkim potworem".
poniedziałek, 1 września 2014
Kratywność i biust
Na ostatnich zajęciach rysowaliśmy modela.
Modelkę w zasadzie.
Dostałam kartkę dużego formatu.
Bardzo dużego.
To podobno trudniejsze.
Były i mniejsze ale na mnie wypadło, więc na mnie bęc :-)
Nie wiedziałam co mnie czeka.
Rysowałam dotychczas tylko martwą a ta wyraźnie żywa była.
W dodatku miła i uśmiechnięta, z ufnością patrzyła w oczy.
Co dodatkowo zobowiązało mnie do koncentracji na pracy.
Sądziłam, (w swej pysze się pławiwszy z lekka) że przecież już coś potrafię i co to za różnica żywa czy martwa?! Przecież jak siądzie, to nie będzie się ruszać chyba, więc jako martwa ona będzie trochę :-)
Oj, jak bardzo się myliłam!
Znów matematyka, Pani Profesor sprawdza poprawność wyliczeń...
Trochę trafiam, trochę mażę i trafiam.
Po około 40 minutach (!) moja praca wygląda tak:
Proszę pracować, jest nieźle - słyszę.
Wierzę, że jest nieźle.
Prowadząca, nie szczypie się i prosto z mostu daje, również negatywny feedback.
Podnoszę głowę...
Tam mniej kolorowo niż na podłodze pracowni, gdzie wzrok w chwili słabości utkwiłam, ale jakże pięknie!
Wracam do pracy, z głową jeszcze trochę w tych chmurach...
Matematyka, w rysunku tak ważna - wciąż jest dla mnie wyzwaniem.
Gumka jest również świetnym narzędziem, nie tyko do zmazywania ale również do "wyrażania".
Odkryłam to już wcześniej :-)
Zmazuję.
Wyrażam.
Zmazuję, by wyrażać.
Pomijając czasem aspekt proporcji (matematyka!)
Modelka, która żywą istotą się okazała, potrzebowała również ruchu.
Niemożliwością okazało się, by 3 godziny tak siedzieć, jak martwa.
Potrzebowała również higienicznego rozprostowania kości.
Przerwa.
Ona się rozciąga, uczniowie piją kawę, herbatę.
Ja też piję.
Herbatę.
Modelka podchodzi do mojej pracy i oto widzę, że patrzy z uśmiechem dużego zadowolenia na twarzy!
Rany! - myślę - podoba jej się mój rysunek!
- Pani Izo, dziękuję że taki duży biust mi Pani narysowała! Zawsze o takim marzyłam! ale to nie mój, niestety...
Sukces czy porażka? - zapytała racjonalna część mej osobowości?
Poszukując odpowiedzi na to pytanie, mój wzrok pada na poduszkę, na kanapie pracowni.
Czyżby tam kryła się odpowiedź?
Kreatywność wymaga odwagi, mawiał Henri Matisse.
Wiedział co mówi, to On przecież stworzył swój własny styl malarstwa.
Wracając do zajęć i pytania, które sobie zadałam.
Podsumowałam...
Udało mi się, tak narysować modelkę, by:
1. Zobaczyć jej wyraz zachwytu na twarzy, na widok mojej pracy (jaki był prawdziwy powód, nie ma znaczenia);
2. Spontanicznie wyrazić zachwyt nad efektem mojej pracy, kiedy modelka oglądając skończony rysunek, potwierdziła: tak, to ja! (praca była już po korekcie, choć poprawiając czułam się jak chirurg plastyczny!). ;
3. Mój aparat fotograficzny, kiedy robiłam zdjęcie ukończonej już pracy...wykrył twarz!!!!!
Tak oto odwaga :-) i kreatywność (będąca poniekąd brakiem umiejętności) okazały się być wartością i radością.
Dla niej.
I dla mnie.
Więc chyba warto było odważyć się i dać otwarcie tej młodej dziewczynie wymarzony biust!
Choć na chwilę :-)
Ps. Jeśli zdecyduję się kiedyś być również modelem to poproszę o dłuższe nogi i szczuplejsze uda :-)
I wcale nie dopatrzę się błędu :-)
Modelkę w zasadzie.
Dostałam kartkę dużego formatu.
Bardzo dużego.
To podobno trudniejsze.
Były i mniejsze ale na mnie wypadło, więc na mnie bęc :-)
Nie wiedziałam co mnie czeka.
Rysowałam dotychczas tylko martwą a ta wyraźnie żywa była.
W dodatku miła i uśmiechnięta, z ufnością patrzyła w oczy.
Co dodatkowo zobowiązało mnie do koncentracji na pracy.
Sądziłam, (w swej pysze się pławiwszy z lekka) że przecież już coś potrafię i co to za różnica żywa czy martwa?! Przecież jak siądzie, to nie będzie się ruszać chyba, więc jako martwa ona będzie trochę :-)
Oj, jak bardzo się myliłam!
Znów matematyka, Pani Profesor sprawdza poprawność wyliczeń...
Trochę trafiam, trochę mażę i trafiam.
Po około 40 minutach (!) moja praca wygląda tak:
Jest głowa (no, coś na kształt głowy), jest dobrze :-) |
Też jest głowa, tyle że moja... po około godzinie przy sztaludze |
Proszę pracować, jest nieźle - słyszę.
Wierzę, że jest nieźle.
Prowadząca, nie szczypie się i prosto z mostu daje, również negatywny feedback.
Podnoszę głowę...
Tam mniej kolorowo niż na podłodze pracowni, gdzie wzrok w chwili słabości utkwiłam, ale jakże pięknie!
Jest gumka, jest dobrze :-) |
Matematyka, w rysunku tak ważna - wciąż jest dla mnie wyzwaniem.
Gumka jest również świetnym narzędziem, nie tyko do zmazywania ale również do "wyrażania".
Odkryłam to już wcześniej :-)
Zmazuję.
Wyrażam.
Zmazuję, by wyrażać.
Pomijając czasem aspekt proporcji (matematyka!)
Modelka, która żywą istotą się okazała, potrzebowała również ruchu.
Niemożliwością okazało się, by 3 godziny tak siedzieć, jak martwa.
Potrzebowała również higienicznego rozprostowania kości.
Przerwa.
Ona się rozciąga, uczniowie piją kawę, herbatę.
Ja też piję.
Herbatę.
Modelka odpoczywa... moja praca, na pierwszym planie :-) przed poprawkami |
Rany! - myślę - podoba jej się mój rysunek!
- Pani Izo, dziękuję że taki duży biust mi Pani narysowała! Zawsze o takim marzyłam! ale to nie mój, niestety...
Sukces czy porażka? - zapytała racjonalna część mej osobowości?
Poszukując odpowiedzi na to pytanie, mój wzrok pada na poduszkę, na kanapie pracowni.
Czyżby tam kryła się odpowiedź?
Taka oto poduszka w mojej szkole jest... |
Wiedział co mówi, to On przecież stworzył swój własny styl malarstwa.
Wracając do zajęć i pytania, które sobie zadałam.
Podsumowałam...
Udało mi się, tak narysować modelkę, by:
1. Zobaczyć jej wyraz zachwytu na twarzy, na widok mojej pracy (jaki był prawdziwy powód, nie ma znaczenia);
2. Spontanicznie wyrazić zachwyt nad efektem mojej pracy, kiedy modelka oglądając skończony rysunek, potwierdziła: tak, to ja! (praca była już po korekcie, choć poprawiając czułam się jak chirurg plastyczny!). ;
3. Mój aparat fotograficzny, kiedy robiłam zdjęcie ukończonej już pracy...wykrył twarz!!!!!
Tak oto odwaga :-) i kreatywność (będąca poniekąd brakiem umiejętności) okazały się być wartością i radością.
Dla niej.
I dla mnie.
Więc chyba warto było odważyć się i dać otwarcie tej młodej dziewczynie wymarzony biust!
Choć na chwilę :-)
Ps. Jeśli zdecyduję się kiedyś być również modelem to poproszę o dłuższe nogi i szczuplejsze uda :-)
I wcale nie dopatrzę się błędu :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)