piątek, 26 września 2014

Gdybym dziś...

Mały, prawie niedostrzegalny tekst...
Refleksyjnie mnie natchnęło to, co na plecach t-shirta P. przeczytałam...
Ciekawe, ile osób... itd., itd., ... 

poniedziałek, 15 września 2014

Słowa Meryl

Żałuję, że słowa Meryl, nie są moimi.
Choć, czytając identyfikowałam się z każdym poglądem i zdaniem.  

I bardzo jest mi bliskie to, co napisała... 
 
“Nie mam już cierpliwości do pewnych rzeczy, nie dlatego, że stałam się arogancka, ale po prostu dlatego, że osiągnęłam taki punkt w moim życiu, gdzie nie chcę tracić więcej czasu na to, co mnie boli lub mnie nie zadowala. 

Nie mam cierpliwości do cynizmu, nadmiernego krytycyzmu i wymagań każdej natury.
Meryl
Straciłam wolę do zadowalania tych, którzy mnie nie lubią, do kochania tych, którzy mnie nie kochają i uśmiechania się do tych, którzy nie chcą uśmiechnąć się do mnie.

Już nie spędzę ani minuty na tych, którzy chcą manipulować.

Postanowiłam już nie współistnieć z udawaniem,hipokryzją, nieuczciwością i bałwochwalstwem.Nie toleruję selektywnej erudycji, ani arogancji akademickiej.

Nie pasuję do plotkowania.

Nienawidzę konfliktów i porównań.

Wierzę w świat przeciwieństw i dlatego unikam ludzi o sztywnych i nieelastycznych osobowościach.

W przyjaźni nie lubię braku lojalności i zdrady.

Nie rozumiem także tych, którzy nie wiedzą jak chwalić lub choćby dać słowo zachęty.

Mam trudności z zaakceptowaniem tych, którzy nie lubią zwierząt.

A na domiar wszystkiego nie mam cierpliwości do wszystkich, którzy nie zasługują na moją cierpliwość.“

                                                                                                                               /Meryl Streep/

piątek, 5 września 2014

Czasy wirtualu

Post nie będzie o tym, że:

Nastały złe czasy.
Dzieci nie bawią się już na podwórku.
Nie grają w piłkę.
Siedzą tylko na fejsie.
Grają w ogłupiające gierki.  
Pedofilia w sieci.
Bezduszność i zaraza.
Zagłada i koniec świata.

Post będzie o dziecku, które (jak większość rówieśników) korzysta z wirtualu.
I o...małym robaczku. 

Wczesny poranek, zaczął się rok szkolny.
Igor z trudnością otwiera oczy.
Chce jeszcze spać.

Ubiera się (z jednym jeszcze zamkniętym okiem).
Przygotowuję śniadanie.
Widzę, że zwinięty w kucki, jeszcze trochę zaspany, wpatruje się w podłogę.

- Nie wyspałeś się, synku? - pytam.

- Nie, taki mały tu jest robaczek. Leży na plecach i nie może się ruszyć - odpowiada mój niespełna 12-letni syn.

- Pewnie nie żyje - rzucam bezdusznie, pomiędzy nalewaniem zupy a łykiem kawy.
Teraz, tłukę się w pierś! to ja przecież mówię mu w kółko o empatii, szacunku do wszystkiego, co życie... a w realu! jak widać!

- On żyje, widziałem że rusza nóżkami.
Widzę, że sprawa jest ważna, Igor nie rusza się z miejsca.

- To spróbujmy mu pomóc, wezmę kartkę, odwrócimy go.
Robię to i zanoszę robaczka (który faktycznie żyje) na parapet.

- Na dwór go wynieś, mamo - mówi mój syn.
Robię to, znów bijąc się w piersi, w duchu.

Siadamy do śniadania.

To jest real... Igor podejrzany przeze mnie...
Kiedy Igor jest już w szkole, myślę o tym.
I natrętnie pojawiają się w mojej głowie pytania:

Kto, tak naprawdę żyje w realu?
Czy, jako matka nie patrzę na moje dziecko zbyt powierzchownie? 
Czy nie stosuję stereotypów?

Dostałam dziś lekcję. 

Od mojego syna, który uratował realnego robaczka :-)
Choć w wirtualu walczy z wielkimi potworami i pewnie sam, czasem bywa "wielkim potworem".   

poniedziałek, 1 września 2014

Kratywność i biust

Na ostatnich zajęciach rysowaliśmy modela.
Modelkę w zasadzie.

Dostałam kartkę dużego formatu.
Bardzo dużego. 
To podobno trudniejsze.
Były i mniejsze ale na mnie wypadło, więc na mnie bęc :-) 

Nie wiedziałam co mnie czeka.
Rysowałam dotychczas tylko martwą a ta wyraźnie żywa była.
W dodatku miła i uśmiechnięta, z ufnością patrzyła w oczy.
Co dodatkowo zobowiązało mnie do koncentracji na pracy. 

Sądziłam, (w swej pysze się pławiwszy z lekka) że przecież już coś potrafię i co to za różnica żywa czy martwa?! Przecież jak siądzie, to nie będzie się ruszać chyba, więc jako martwa ona będzie trochę :-)
  
Oj, jak bardzo się myliłam!


Znów matematyka, Pani Profesor sprawdza poprawność wyliczeń...
Trochę trafiam, trochę mażę i trafiam. 

Po około 40 minutach (!) moja praca wygląda tak: 

Jest głowa (no, coś na kształt głowy), jest dobrze :-) 
Też jest głowa, tyle że moja... po około godzinie przy sztaludze

Proszę pracować, jest nieźle - słyszę.
Wierzę, że jest nieźle.
Prowadząca, nie szczypie się i prosto z mostu daje, również negatywny feedback. 


 


Podnoszę głowę...
Tam mniej kolorowo niż na podłodze pracowni, gdzie wzrok w chwili słabości utkwiłam, ale jakże pięknie! 

Jest gumka, jest dobrze :-)
Wracam do pracy, z głową jeszcze trochę w tych chmurach...






Matematyka, w rysunku tak ważna - wciąż jest dla mnie wyzwaniem.

Gumka jest również świetnym narzędziem, nie tyko do zmazywania ale również do "wyrażania".

Odkryłam to już wcześniej :-)

Zmazuję.
Wyrażam.

Zmazuję, by wyrażać.
Pomijając czasem aspekt proporcji (matematyka!)



Modelka, która żywą istotą się okazała, potrzebowała również ruchu.
Niemożliwością okazało się, by 3 godziny tak siedzieć, jak martwa.
Potrzebowała również higienicznego rozprostowania kości.

Przerwa.
Ona się rozciąga, uczniowie piją kawę, herbatę.
Ja też piję.
Herbatę.

Modelka odpoczywa... moja praca, na pierwszym planie :-) przed poprawkami
Modelka podchodzi do mojej pracy i oto widzę, że patrzy z uśmiechem dużego zadowolenia na twarzy!

Rany! - myślę - podoba jej się mój rysunek! 

- Pani Izo, dziękuję że taki duży biust mi Pani narysowała! Zawsze o takim marzyłam! ale to nie mój, niestety...

Sukces czy porażka? - zapytała racjonalna część mej osobowości?

Poszukując odpowiedzi na to pytanie, mój wzrok pada na poduszkę, na kanapie pracowni.
Czyżby tam kryła się odpowiedź? 

Taka oto poduszka w mojej szkole jest...
Kreatywność wymaga odwagi, mawiał Henri Matisse. 
Wiedział co mówi, to On przecież stworzył swój własny styl malarstwa.    

Wracając do zajęć i pytania, które sobie zadałam.

Podsumowałam...


Udało mi się, tak narysować modelkę, by:

1. Zobaczyć jej wyraz zachwytu na twarzy, na widok mojej pracy (jaki był prawdziwy powód, nie ma znaczenia);

2. Spontanicznie wyrazić zachwyt nad efektem mojej pracy, kiedy modelka oglądając skończony rysunek, potwierdziła: tak, to ja! (praca była już po korekcie, choć poprawiając czułam się jak chirurg plastyczny!). ; 

3. Mój aparat fotograficzny, kiedy robiłam zdjęcie ukończonej już pracy...wykrył twarz!!!!!

Tak oto odwaga :-) i kreatywność (będąca poniekąd brakiem umiejętności) okazały się być wartością i radością.
Dla niej.
I dla mnie. 

Więc chyba warto było odważyć się i dać otwarcie tej młodej dziewczynie wymarzony biust!
Choć na chwilę :-)

Ps. Jeśli zdecyduję się kiedyś być również modelem to poproszę o dłuższe nogi i szczuplejsze uda :-)
I wcale nie dopatrzę się błędu :-)