W poszukiwaniu...
Odpowiedzi na pytania "pod dywanem".
Harmonii.
Równowagi.
Ciszy myśli.
Poszłam w Góry.
W pojedynkę, w samotności jest dobrze.
W spokoju pozostawiając głowę, szłam rytmicznie.
Kiedy myśl się pojawiała, ja puszczałam ją wolno, ot tak sobie.
Z czułością.
Niech sobie jest, płynie jak i gdzie chce.
Niech pobędzie sobie, ze spokojem się w głowie rozsiądzie.
Pobiesiaduje nawet.
Z poszanowaniem dla praw fizyki kwantowej, nie zatrzymywałam ich.
To, bowiem czemu się opieram jeszcze bardziej na mnie napiera.
Wiem to, aż nadto dobrze.
Ech!
No i te myśli zamiecione.
One i ja.
Niezależnie.
Sobie tu jesteśmy, niby razem a jednak osobno.
Ludzi brak pozwalał na zachowanie równowagi i spokoju.
Szłam...
W pewnej chwili, z zadymki na górze dostrzegłam idącego w moją stronę mężczyznę.
No i najpierw złość poczułam pewną, no bo: Co on tutaj
w moich Górach robi!
I w dodatku przeszkadzać mi pewnie będzie w tej mojej m e d y t a c j i, tak poważnej!
Wlepiłam wzrok w buty - mam nadzieję że nie będzie mnie zagadywał! - powtarzałam w myślach (wrrrrrr.....).
- Dzień dobry, a dokąd pani tak sama idzie?
- Na przełęcz - burczę cicho i niegrzecznie.
- Oj, to tam nieciekawie - mówi spokojnie - na metr tylko widać, a na wietrze to można się oprzeć, tak wieje. Do Odrodzenia (
schronisko) może pani dojdzie - skończył i odszedł.
O rany, o rany! dał mi wskazówek tyle, prostych odpowiedzi!
Pobiegnę za nim i uszczypnę, czy prawdziwy!!!
No i interpretacje nasunęły się same :-)
I tak:
Widać na 1 metr do przodu - warto być uważnym tu i teraz, nie myśleć co za mną, co przede mną daleko...Być tu i teraz.
Na wietrze nawet, można się oprzeć - kiedy brakuje oparcia, czuję że brakuje sił, motywacji... to zawsze znajdzie się coś, na czym mogę się oprzeć, choćby coś tak ulotnego, jak wiatr...
Do Odrodzenia pani dojdzie - kiedy ów mężczyzna myślał o schronisku, ja pomyślałam o przemianie, odrodzeniu się :-)
No i euforycznie podążając dalej, wchodziłam w strefę trudnych warunków.
Przenikliwe zimno, silny wiatr z ostrymi kawałkami lodu...
Ale, jak się okazało przygód moich nie był to koniec...
Szłam dziarsko, choć minę miałam nietęgą.
Wtem, słyszę ryk jakiś z tyłu.
Niedźwiedź? Nieeeee, śpią wszystkie, wszak zima.
I z piskiem (tu już moja bogata wyobraźnia zadziałała) i chmurę śniegu przede mną rozsypując (tu fakt) zatrzymuje się mężczyzna na śnieżnym rumaku! (wypasiony skuter śnieżny :-)).
- do Odrodzenia pani idzie? podwieźć? jest kiepsko na szlaku.
Chwilę myśląc, bardzo krótką chwilę, rzucam pytanie (w zasadzie durne): kaptur zakładać?
Patrzę na mężczyznę, chętnego do pomocy i uświadamiam sobie, że w zasadzie widzę tylko nos.
Pan Nos.
Nie czekając na odpowiedź, wskakuję na siedzenie (o rany! będę musiała objąć go w pasie!).
Pan Nos, jakby w odpowiedzi na moje wątpliwości klęka jedną nogą na podstawce pod nogi, drugą balansuje na śniegu..
Juuuuhuuuuu!!!!!
Pędzimy! Ja i Pan Nos.
Skuter przechyla się, to na lewo to na prawo.
Zamykam oczy.
Ze strachu i zimna.
Na twarzy czuję wiatr i zimne sople lodu.
Napięte mam wszystkie mięśnie.
Nos, z impetem podjeżdża pod drzwi schroniska.
Wysiadam.
- Dziękuję, wrażenia niezapomniane! - rzucam, jednak rozanielona wielce.
Czuję, że Pan Nos uśmiecha się.
Odjeżdża i wygląda na to, że wraca w dół, że wcale nie było mu "po drodze".
:-)
|
Dziękując Górom :-) |
I jeszcze inne, niż wcześniej pojawiły się refleksje..
Że prawdziwe dbanie o siebie, to frajda z bycia ze sobą, taka jak z bycia z innymi, bliskimi.
Że warto "okryć siebie kocem dobrych słów i myśli", jak najbardziej kochaną osobę.
Samemu odetchnąć pełną piersią, poczuć przestrzeń dookoła po to, by innym umieć dać odetchnąć.