sobota, 28 maja 2016

Straszydła

Wybrałam się w Góry.
Słowacja, nowe nieznane mi jeszcze tereny.
Duża dawka ekscytacji towarzyszyła mi w tej przygodzie :-)

Z maleńkiej, słowackiej wsi Kunerad ruszyłam w kierunku Gór.
Kilka kilometrów asfaltem doprowadziło mnie do niebieskiego szlaku.
Weszłam do lasu, powitana przez znak, ostrzegający przed robotami budowlanymi...
Hmmm.... żadnego szlabanu nie ma, idę...

W GÓRĘ

Ścieżka pięła się pod górę.
Słońce zaprosiło mnie do sauny.
Wzdłuż drogi szemrał górski potok, co jakiś czas chłodząc moje ręce i twarz.

Wędrowałam, w pojedynkę tak, jak lubię.


Moją pogrążoną w filozoficznym nastroju głowę, budziły od czasu do czasu odgłosy burzy, dobiegające z oddali.

Powiało lekkim wiaterkiem.
I lekką grozą :-O

Ale co tam! - idę dalej!
Ścieżka wiła się przyjemną serpentyną, nie była trywialnie prosta.




I nagle, za jednym z zakrętów zobaczyłam coś na drzewie!
Kiedy podeszłam bliżej, nie mogłam uwierzyć...
Na drzewie ktoś powiesił... czaszkę! :-0


Podeszłam, żeby zobaczyć...
Nie wyglądało to dobrze...

Zrobiłam zdjęcie i... czmychnęłam, nie oglądając się za siebie.


Starałam się zapomnieć TEN widok, myśląc o czekających mnie pięknych widokach ze szczytu.
Kiedy tak szłam i szłam, las wszędzie gdzie nie spojrzeć.
I nagle, za ostatnim jak się okazało, zakrętem... wow! aż krzyknęłam na głos:
Ale nagroda!!!!!
Po czym zdałam sobie sprawę, że jestem tam sama ;-)
Ale nagroda była i kiedy siedziałam, z nogami opuszczonymi w przepaść, nie mogłam przestać gapić się przed siebie... Cudnie!


I jeszcze cudniej... Bajka :-D
Moje ochy i achy przerywały dziwne odgłosy dobiegające z lasu.
Wydawało mi się, że ktoś za chwilę wyjdzie zza zakrętu, że przecież w tak pięknym miejscu nie mogę być tylko ja.
Starałam się jedna zbytnio nie analizować sytuacji (podczas kilku godzin wędrówki, nie spotkałam na szlaku żywej duszy, więc niby kto miałby się nagle pojawić?).

Posiedziałam, nakarmiłam duszę widokiem Gór i zebrałam się do powrotu.

W DÓŁ

Schodząc w dół, usłyszałam nagle duży rumor w lesie.

Może ktoś wycina gałęzie i zrzuca na dół?
Lub może to jakiś jeleń szamocze się wśród drzew?
Może, może, może,... serce waliło mi jak oszalałe, a nogi przyspieszyły.

O rany, nie chciałabym być tu sama w nocy - pomyślałam, drżąc ze strachu w dzień :-( 

Videli ste medved'a? - zapytali mnie Słowacy, którzy wyrośli jak spod ziemi.

Jaja sobie ze mnie robicie, prawda? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, po polsku.

I rozwinęła się rozmowa polsko-słowacka podczas której dowiedziałam się, że w tej okolicy jest blisko niedźwiedź.
Udając chojraka, z równie udawanym uśmiechem na twarzy pomaszerowałam dalej.
Patrzyłam przed siebie lub pod nogi, jakby to miało uczynić mnie niewidzialną dla niedźwiedzia...
  
Dopiero kiedy dotarłam do auta (około 6 km lasem i 4 km asfaltem) odetchnęłam z ulgą.
Musiałam wyglądać jak straszydło, z pewnym zdziwieniem i rezerwą patrzyli na mnie Słowacy.
Leżałam na ławce, przy parkingu, blada jak ściana.
Spocona, brudna, rozczochrane włosy...
Ten misiek to pewnie mnie by się przestraszył ;-( - myślałam.


Ale i tak warto było! ;-D

To pisałam ja:
Wystraszone straszydło :-D




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz