piątek, 18 lipca 2014

Dal w oczach

Wróciłam z Lawendowego Pola.
My, dwie Izki :-) przyjechałyśmy w to cudne miejsce na Warsztaty Alchemiczne :-)

Ale zanim o tym, najpierw wyjaśnienie tytułu posta.
Pewnego wieczora, Asia Lawendowa przygotowywała transparent z napisem: HURRRA!
Jak się okazało, przygotowała go na powitanie dwóch przyjaciółek, które pieszo (!) dotarły do pobliskiej wsi, z Warszawy.
To prawie 300 km! 

Następnego dnia rano, Asia opowiadała o spotkaniu z dziewczynami:
- Wypiękniały, mają taką dal w oczach... jak wszyscy wędrowcy.    

No i my chyba też trochę tej dali w oczach - zabrałyśmy ze sobą.
Lawendowej...

Lawenda po horyzont
Przyjechałyśmy w piątek, późnym popołudniem.
Iza z Dobrzewina.
Iza z Kalisza.

Lawendowy Piątek 


Pokoik uroczy, w Domu u Asi.
Kolacja nad stawem i tamże koncert Moniki i Serhija Petryczenków.
Piękne pieśni ukraińskie, litewskie i...z Podlasia.
Delikatna muzyka, płynąca z instrumentu o nazwie kankles.

Po koncercie, przenosimy się do Lawendowego Muzeum Żywego, "świeżo" otwartego.
Tam Monia koronczarka (o wielu talentach, jak się okazuje...wszak wcześniej śpiewała, wiemy że robi także ręcznie biżuterię) uczy nas - zupełnie mi nieznanych - tańców ludowych sprzed wieków (!).
Dużo szczerego, głośnego śmiechu.
W muzeum te tańce i śmiechy (!) - niewiarygodne :-)

Spacer (już tylko my, Izki) wiejską drogą w stronę Galerii Wersal, w której królują charyzmatyczna Anka i energiczna Becia.
Pali się światło... jest już jednak zbyt późno, więc nie budzimy artystek:-)

Jeszcze ostatnia dziś herbata, wypita na pomoście, nad stawem.
Żabi koncert.
Woda jest spokojna.
My też. 




Padało, padało i padało...



Lawendowa Sobota

Ranek wita nas deszczem.
Śniadanie nad stawem, na dużych drewnianych ławach (zadaszonych).
Kto pierwszy ten lepszy :-)

Później spacer, poznawanie ziół przydrożnych.
Opowieści o nich.
Gniazdo jastrzębia.
Pada, pada, pada.
Jesteśmy przemoknięte "na amen".



Humory dopisują :-)

Z nami, Zielarka, która opowiada o cennych dla człowieka roślinach.
Zrywamy listki i kwiaty, rozcieramy w dłoniach, wąchamy.
Wszystkie rośliny rosną na "moich" łąkach.
Widuję je często.
Teraz wiem, jak mają na imię :-) i jak mogą nam, ludziom pomóc.

Roślinka, pachnąca marchewką :-)

Marchewnik, na przykład może być używany jako przyprawa.
W połączeniu, zaś z innymi ziołami, jako środek leczniczy regulujący trawienie.

Krwawnik, podagrecznik, rzepik, dziurawiec, wiesiołek...




  




Po około 7 km docieramy, lasem do miejsca, które jest siedzibą Stowarzyszenia Ręką Dzieło.
Tam przyjmuje nas Piotr Romanowski, nietuzinkowa Osobowość.
Niegdyś pogubiony nastolatek, który w ramach resocjalizacji został wysłany do wsi Pupki (:-)) na kilka miesięcy.
Pozostał 30 lat i wciąż jest. 
Bycie wieśniakiem to powód do dumy - mówi.


Piotr

Rozgrzewamy się winem mirabelkowo - lawendowym
Piotr jest poetą, działaczem Greenpeace. 
Mówi coś, co szczególnie silnie do mnie trafia i co rozumiem, czuję:  
Wieś jest spowalniaczem. Nie sposób nie zatrzymać fizycznego marszu, kiedy jest zachód słońca lub śpiewa ptak. 

Asia niezmiennie zachwycona swoją lawendą...
Wracamy na Lawendowe Pole.
Obiad.
Wszystko aromatyczne, pachnące.
Przypominam sobie zapach i smak prawdziwych pomidorów (!).

Warsztaty wytwarzania kremów.
Odmierzamy proporcje, skrobiemy wosk, mieszamy, sprawdzamy temperaturę, wąchamy...
I wreszcie, z dumą wkładamy krem do maleńkich pudełeczek. 

Lawendowa Asia - czarodziejka :-)


Wytwarzamy tłusty krem lawendowo - nostrzykowy
















Przygotowanie kremu nawilżającego wymaga większej uwagi.
To jak pogodzenie ognia z wodą.
Udaje się :-)

Po warsztatach wybieramy się z Izą do Moni koronczarki.

Niesamowitego koloru jabłuszka znajdujemy w sadzie Moniki
Poznałyśmy Monikę rok temu, Iza kupiła wówczas przepiękny wisiorek.

Biżuteria wykonywana jest ręcznie, za pomocą techniki koronki czółenkowej, zwanej również frywolitką (piękna nazwa :-))  

Zamówiłam w Koronczarni, u Moniki wisiorek.
Czekam z niecierpliwością. 

Kolacja.
Pogaduchy :-)

Lawendowa Niedziela 

Śniadanie, leniwie spożywane...

Warsztat destylacji olejku eterycznego i wody lawendowej.


Bukieciki lawendowe w suszarni muzeum...
Zwiedzamy Lawendowe Muzeum Żywe.
Choć trochę już nam znane, z... żywego w nim tańca :-)

Wszędzie pachnie lawendą... 





Spacer.
Po drodze odwiedzamy Moniówkę, kolejne piękne miejsce...

Iza, zachwycona.
Z radością małej dziewczynki, uśmiechnięta robi zdjęcie za zdjęciem.
I jakie piękne zielone drzwi! 

Przed Galerią kwitną nawet kamienie :-)

Uściski z Anką.
Herbata ze świeżych ziół z ogródka i obłędne ciasto migdałowe.
Pysznie.

Jest obraz, który zachwycił nas rok temu.
Był wówczas zamówiony.
Czeka na Izę? 

Jeszcze negocjacje w kwestii zdjęcia ramy i zamówiony!

Kolacja w Domu Asi.

Aromatyczne, schłodzone Piotrusiowe wino, mirabelkowo - lawendowe towarzyszy wieczornym pogaduchom.

Przed północą dostajemy "głupawki".

Nasz rechot (nie żab, tym razem) słychać w całej okolicy.
Jestem tego pewna.

Lawendowy Poniedziałek

Spokojny poranek.

Miś Godunof :-)W tle, piękna pysznogłówka, z cudnie rozczochranymi, czerwonymi kwiatami :-)
Śniadanie na chabrowym stoliczku przed Domem.
Wszystko tak pyszne, że objadamy się jak niedźwiedzie na zimę :-)
Kawa na pomoście.
Ważne tematy...

Babskie zakupy w Jonkowie.
Iza odbiera swój obraz z Galerii, z dedykacją autorki (radość!).
Kawa jeszcze, w pięknych kubkach...
Pożegnanie.

Ogrom dobrej energii zabrałam ze sobą.
Szczęście w sercu, jakie chyba mają wędrowcy...


Lawendowe Pole.

I ja tam byłam.
Serek z kozieradką jadłam i wino Piotrusiowe piłam...
Wszystko spisałam i w Cudzienniku utrwaliłam :-) 

Na tym pomoście, nad stawem kawa smakuje wyjątkowo... a ważne tematy w rozmowach pojawiają się wraz z rechotem żab :-) 
I chyba tej dali w oczach odrobinę, z tym wszystkim nabyłam...
I będę ją trzymać tam długo.
I mocno.  

1 komentarz: