Z infekcją.
Postanowiłam, tym razem inaczej podejść do sprawy.
Pochorować jak normalny człowiek.
Cóż to znaczy?
Otóż, każda pewnie kobieta wie, jak to jest.
Mamy to w naszych genach, więc i w czynach, jednakowoż.
Okrutnie mnie irytuje, gdy słyszę jak kobiety-siłaczki ważą lekce swoje dolegliwości, przedkładając ponad nie......... całą masę innych rzeczy, których nie pozwoliłyby robić najbliższym, gdyby Ci byli chorzy.
Drażni mnie taka postawa, ponieważ... jest mi bliska...
Eeeech...
Oto ja - zuch nad zuchy! |
Ale dziś - dość z tym.
Koniec i kropka.
I oto mój dzień, w którym postanowiłam: p o c h o r u j ę sobie, jak człowiek (normalny).
Rano nie wstaję z łóżka.
Taki jest plan.
Igor ma dziś w szkole uroczystość Thanksgiving Day, będzie dużo jedzenia, więc coś skubnie sobie - myślę i już cieszę się, że dbam o siebie (c h o r u j ę, przecież!).
Ale słyszę, jak moje dziecko mówi: - Chciałem dziś z chłopakami po szkole jeszcze godzinę zostać, na dworze...
Tylko pójdę zrobić mu kanapeczki do szkoły i wracam, dobrze byłoby żeby po 7 lekcjach, trochę się przewietrzył - co myślę, to czynię.
....
Wracam do łóżka.
Obiecałam wysłać harmonogram spotkań Tomaszowi, w zasadzie nic pilnego, no ale skoro już mam laptop, pod ręką... Przecież jestem w łóżku - rozgrzeszam się w myślach.
Piszę i wysyłam.
Natychmiast przechodzę do c h o r o w a n i a.
....
Kicham jak szalona.
Wezmę fervex - myślę - pomoże.
No ale przecież nie na pusty żołądek! To by było, jeszcze do tego całego chorowania dojdzie mi ból brzucha.
Idę zrobić sobie śniadanie.
Biorę fervex.
Wracam do łóżka.
C h o r u j ę.
....
Mam pracę domową z rysunku.
Na poniedziałek.
No to sobie poćwiczę, pomażę na brudno.
Mam wszystko pod ręką (wzięłam, idąc z kanapkami).
No nie! nie mam kartek i linijki.
Idę, bez tego ani rusz.
Rysuję, ćwiczę (w łóżku! tadam!).
Przecież nie będę stać przy sztaludze z moją c h o r o b ą (!).
...
Zachciało mi się spać.
Postanawiam zdrzemnąć się.
Niech organizm w tym czasie powalczy.
P. wycisza i zabiera telefon (żebym spokojnie mogła chorować :-))
Normalnie, w dzień nie sypiam, ale teraz walczę by się udało.
Z pewnymi sukcesami, nawet.
C h o r o b a nie wybiera, zwala z nóg nawet twardzielki, takie jak ja.
Tym razem, będzie inaczej.
No ale ile można spać w dzień?! przecież później w nocy nie zasnę! - kołacze się w mojej głowie.
Nie walczę z myślami (przecież mój organizm odpoczywa i regeneruję się, więc walka nie pomaga).
....
Zjadłabym coś słodkiego.
Może P. kupił moje ulubione lody?!
Zbiegam z nadzieją do lodówki i.....
Nie ma.
Zjem chociaż gruszkę.
Witaminy są potrzebne w tej, mojej c h o r o b i e.
....
Wyskoczę teraz, szybciutko po kawę (wstawiłam ekspres 5 minut temu).
I chyba zrobię sobie kogel-mogel, jakoś wszak osłodzić trzeba sobie to c h o r o w a n i e.
....
Mam kawę i ukręciłam kogel.
Zostały 4 białka (zrobiłam kogel z 4 żółtek i cukru z połowy cukierniczki, przecież nie będę dziś sobie żałować!)
Po południu zrobię, z białek bezy.
Dobrze jest zadbać o siebie, w c h o r o b i e.
Zdjęcie zrobiłam na jakimś zjeździe starych aut. Się nadam? Odpisać????? |
Dlaczego ja wciąż tak kicham? przecież cały dzień w łóżku leżę! - pytam sama siebie.
Idę po fervex.
Tylko się ciepło ubiorę, c h or u j ę przecież.
Ps. jaka ja jestem beznadziejna w tym chorowaniu!!!!! :-)
Ale już następnym razem, to...p o c h o r u j ę sobie.
Tak na poważnie.