Dzisiejszy dzień był ze wszech miar wieśniaczy.
Otóż.
Rano, wybrałam się do naszego, wiejskiego ośrodka zdrowia. Zostawiłam kartkę, z prośbą o wypisanie, przez lekarza recept (tzw. powtórzenie leków).
Mam przyjechać po południu.
W drodze powrotnej, wskoczyłam do wiejskiej biblioteki (o której wielokrotnie już pisałam).
Oddałam książki, ulubiona Bibliotekarka miała już dla mnie przygotowane książki takie, jak lubię.
Sama je dla mnie wybrała i odłożyła (nie prosiłam o to).
I choć z natury nie jestem zagadującą osobą, jak również nie daję się wciągać w rozmowy zbyt łatwo...
To.
Ową kobietę zwyczajnie lubię, jest w niej dobra energia, szczerość i radość.
No i ucięłyśmy sobie pogawędkę.
A to a tamto a owo.
Czas płynął...
I sama nie wiem jak, ale ulubiona ma Bibliotekarka poinformowała mnie z dumą i radością, że przez najbliższe 2 miesiące odbywać się będą zajęcia z rysunku, dla dorosłych.
Prowadzi przemiła malarka.
Rany!!!!! Czy ja mogę dołączyć???? - wyrwało mi się chyba zbyt głośno, jak na ciszę biblioteki.
Oczywiście! już panią dopisuję do listy. Proszę tylko przywieźć swoją sztalugę i ołówki - odpowiedziała z uśmiechem ulubiona.
Ile kosztują zajęcia? - pytam jeszcze.
Nic. Tak się umówiłam z prowadzącą, że to jej wkład w kulturę regionu naszego a w zamian my będziemy rekomendować jej zajęcia (prowadzi również komercyjne) - odparła ulubiona z dumą przedsiębiorcy.
C U D O W N I E.
Ps. dotychczas jeździłam na zajęcia do Gdyni (30 minut samochodem), płatne.
Od najbliższego czwartku będę jeździła na zajęcia do Ulubionej (5 minut samochodem), niepłatne.
No i w dodatku w otoczeniu książek!
Jupi!
Pola nieopodal, miejsce spacerów z psem |
W ogrodzie, za nami jedna z czereśni... |
Po południu wybrałam się do przychodni po recepty.
Wchodzę, nikogo prawie nie ma.
Podchodzę do rejestracji i zanim cokolwiek zdążę powiedzieć pielęgniarka, (której nie było rano) uśmiecha się do mnie i mówi: o, są już dla pani recepty.
Cieszę się - odpowiadam i nagle zdaję sobie sprawę, że ani nie powiedziałam po co przyszłam ani jak się nazywam, co z resztą komunikuję.
Nieźle, ja się nawet nie przedstawiłam, jakby to było oczywiste, że wszyscy mnie znają - mówię.
Nie musi pani się przedstawiać, my wszystkich, naszych pacjentów pamiętamy - odpowiada uśmiechnięta pielęgniarka.
No tak, jestem w wiejskiej przychodni :-) i choć bywam tam naprawdę rzadko, nie jestem anonimowa.
To dziwne uczucie, zwłaszcza gdy żyje się w świecie anonimowości hoteli, pociągów, restauracji itp.
Taka praca.
To nie koniec, tego dnia :-)
Biorę recepty i jadę do naszej, wiejskiej apteki.
Co prawda, pewnie nie dostanę potrzebnych mi leków "od ręki" ale rozumiem to.
Nie jadę do centrum handlowego, jadę do mojej apteki.
A trzeba wiedzieć, że od kilkunastu lat szkolę aptekarzy, jak profesjonalnie obsługiwać pacjenta, więc poprzeczka wysoko :-)
Jest moja ulubiona farmaceutka.
I jakaś nowa dziewczyna, którą widzę pierwszy raz.
Przede mną jakaś staruszka coś opowiada.
Że córka to jej pieniędzy nie daje na leki, że ona się źle czuje a nie ma pieniędzy, że panie rozumiecie.
Farmaceutki słuchają z uwagą.
Jednak z nich daje listek tabletek (chyba na wątrobę).
Proszę, będzie pani miała na zapas.
A te cukierki, co ostatnio panie mi dały to dobre były bardzo - mówi staruszka, chowając tabletki do plastikowej torby, chyba trochę skrępowana.
Proszę zaczekać, coś znajdę dla pani - mówi nowa i wychodzi na zaplecze.
Mam wrażenie, że staruszce wygładzają się zmarszczki na twarzy, ciepło się uśmiecha.
Nowa wychodzi z zaplecza, podchodzi do starszej pani i wsypuje jej solidną porcję cukierków do torby.
To takie miłe - myślę.
Przychodzi moja kolej, daję recepty.
Te leki mamy, proszę. Oj, ale te leki mogą być na poniedziałek, dziś mam tylko 1 opakowanie(jest piątek) czy ma pani na ten czas? - pyta z troską.
Nie mam.
Ulubiona i Nowa rozmawiają, że w poniedziałek będzie już nowy miesiąc i jak to one mają zrobić?
Czekam.
Proszę, niech pani weźmie leki, zapłaci pani w poniedziałek, przecież musi pani mieć.
Muszę, fakt.
Biorę leki, nie płacę żadnej zaliczki, nic.
Nie dostaję żadnej kartki.
Proszę przyjść w poniedziałek, wszystko już będzie czekało na panią - odpowiada Ulubiona z pięknym uśmiechem.
Wychodzę, również z szerokim uśmiechem.
Uwielbiam tu mieszkać - myślę.
I czuję, że to moje miejsce na Ziemi.
Uwielbiam klangor żurawi wczesnym rankiem i późnym wieczorem.
Lubię pogaduchy sąsiedzkie przez płot lub na drodze.
Kompletnie nie przeszkadzają mi dziury na drodze, która wcale nie marzy o asfalcie.
Jest sobie wiejska i przypomina nam o tym tumanami kurzu, który pięknie matowi lakiery samochodowe.
Lubię widok mojego psa (patrz wyżej) kiedy wracamy ze spaceru na łące.
Lubię jeże w ogrodzie.
Lubię wróble, krzyczące z kryjówek w żywopłocie.
Lubię zabawę w ganianego mojego psa i srok.
Lubię widok jeziora za oknem, kiedy coś pichcę w kuchni.
Lubię...
To Miejsce.
I myślę sobie, że ogromnie ważne jest gdzie zapuszczamy korzenie.
I każde miejsce może być piękne.
W każdym miejscu można znaleźć coś wyjątkowego.
Jeśli nie widok na jezioro i łabędzie (też u nas są) to -życzliwych ludzi.
Zawsze można COŚ znaleźć...
A o dziadku nic?:(
OdpowiedzUsuńNic, gdyż Dziadek nie jest już wieśniakiem, jest "Górzystą" :-)
OdpowiedzUsuń