Oprócz wspólnej pracy mamy podobne zamiłowania kulinarne.
Lubimy nowości.
Próbowanie.
Smakowanie.
Opowiadanie.
Podjadanie ze swoich talerzy :-) no, wiem, wiem...
W przerwach pracy, ku regeneracji komórek ma się rozumieć.
Ostatnie spotkanie odbyliśmy w marokańskiej restauracji MALIKA.
I rozkosz podniebienia poczułam już przy herbacie.
Miętowa.
Ale, ale! nie taka tam zwykła z torebki!
Liście świeżej mięty utarte w moździeżu z cukrem.
Bardzo słodka, gęsta, aromatyczna.
P o e z j a!
Krzysztof popijał kawę.
Po wyrazie twarzy, sądzę równie pyszną.
Słodka również bardzo,o czym poinformowała nas przemiła kelnerka.
W zasadzie, taką moglibyśmy uciąć sobie drzemkę... ech! |
Praca.
A kiedy czas przerwy kolejnej się zbliżył...
Ja pochłonęłam zupę marokańską, tradycyjną o nazwie harira.
Sycąca, na baraninie z soczewicą i ciecierzycą.
Krzysztof, zaś zamówił (zapomnianej przez mnie nazwy) kotleciki (chyba z ciecierzycy).
Dziubnęłam, trwałam długo w zachwycie. Ach!
...
Kiedy rozglądałam się, to mój wzrok przyciągnęła duża karta, na której między innymi takie oto przysłowie arabskie widniało...
Jeżeli posiadasz bogactwo, dawaj ze swoich dóbr,
jeżeli posiadasz mało, dawaj ze swego serca
Hmmm....
Dobre i mądre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz