Hotelowy poranek... ten sam hotel od kilku lat. Miasto, które znam zza okna tego hotelu.
Szybki prysznic, dresik (namiastka domu, choć dziwnie patrzą na mnie "współmieszkańcy") idę na śniadanie.
Zanim dojdę do windy słyszę charakterystyczny dźwięk, powtarzalny co rano.
Delikatny brzęk sztućców, szuranie krzeseł, przyciszone rozmowy... Patrzę w dół, na restaurację (z V piętra) i myślę: mrówki! "robotnicy i robotnice", zbierają pokarm i...do roboty!
Zjeżdżam windą i dołączam do gniazda.
Czy mogę prosić numer pokoju? (tu: sztuczny uśmiech pytającej osoby).
Kusi mnie, żeby wypróbować hotelowe standardy postępowania z trudnym klientem i odpowiedzieć: nie! zabierając się jednocześnie za nakładanie sobie ze spokojem śniadania.
Czujne oko postawnego ochroniarza skierowane w moją stronę (nie wpisałam się w standard! to przecież klient w krawacie jest mniej awanturujący się! a ja w dresiku, zaspana, nieumalowana a włosy tylko przeczesane palcami, na policzkach pewnie jeszcze odgniotki od poduszki).
Uśmiecham się do niego swojsko (tak mi się wydaje, że swojsko), pewnie mnie już rozpoznaje, jestem częstym wszak gościem w tym miejscu...
Po śniadaniu zmiana wizerunku z pseudodomowego na poważniepracowy...
Ubrana w szpilki, zapach, błyszczyk i tę całą nudną resztę podążam do taxi. "O to pani, tam gdzie ostatnio?" No tak, teraz już wiem, dlaczego tytuł książki, którą pożyczyłam od Jana tak bardzo mnie zainteresował ("Jestem moją pracą. Rozrzućcie me prochy na sali konferencyjnej").
Miło gawędząc o spóźniającej się tego roku zimie, dojechałam ze znajomym taksówkarzem do pracy. Pracy, którą lubię, która mnie inspiruje, mobilizuje do rozwoju, uśmiechu, zamiany dresiku na garnitur.
Pracy, w której jestem odpowiedzialna za słowo, które kieruję do ludzi. Za słowo, które zostaje również we mnie... choć nie jestem moją pracą.
Jestem czasem mrówką...ale za to królową! :-)
Szybki prysznic, dresik (namiastka domu, choć dziwnie patrzą na mnie "współmieszkańcy") idę na śniadanie.
Zanim dojdę do windy słyszę charakterystyczny dźwięk, powtarzalny co rano.
Delikatny brzęk sztućców, szuranie krzeseł, przyciszone rozmowy... Patrzę w dół, na restaurację (z V piętra) i myślę: mrówki! "robotnicy i robotnice", zbierają pokarm i...do roboty!
Zjeżdżam windą i dołączam do gniazda.
Czy mogę prosić numer pokoju? (tu: sztuczny uśmiech pytającej osoby).
Kusi mnie, żeby wypróbować hotelowe standardy postępowania z trudnym klientem i odpowiedzieć: nie! zabierając się jednocześnie za nakładanie sobie ze spokojem śniadania.
Czujne oko postawnego ochroniarza skierowane w moją stronę (nie wpisałam się w standard! to przecież klient w krawacie jest mniej awanturujący się! a ja w dresiku, zaspana, nieumalowana a włosy tylko przeczesane palcami, na policzkach pewnie jeszcze odgniotki od poduszki).
Uśmiecham się do niego swojsko (tak mi się wydaje, że swojsko), pewnie mnie już rozpoznaje, jestem częstym wszak gościem w tym miejscu...
Po śniadaniu zmiana wizerunku z pseudodomowego na poważniepracowy...
Ubrana w szpilki, zapach, błyszczyk i tę całą nudną resztę podążam do taxi. "O to pani, tam gdzie ostatnio?" No tak, teraz już wiem, dlaczego tytuł książki, którą pożyczyłam od Jana tak bardzo mnie zainteresował ("Jestem moją pracą. Rozrzućcie me prochy na sali konferencyjnej").
Miło gawędząc o spóźniającej się tego roku zimie, dojechałam ze znajomym taksówkarzem do pracy. Pracy, którą lubię, która mnie inspiruje, mobilizuje do rozwoju, uśmiechu, zamiany dresiku na garnitur.
Pracy, w której jestem odpowiedzialna za słowo, które kieruję do ludzi. Za słowo, które zostaje również we mnie... choć nie jestem moją pracą.
Jestem czasem mrówką...ale za to królową! :-)
Izo, Tyś naprawdę jest Królową Mrowiska!:) Trzy posty w tak krótkim czasie i to jakie! Zatrudniam Cię od zaraz!:) Pisz dużo, będę "cudziennie śledzić":)
OdpowiedzUsuńWielicko dziękuję, Tyś moją muzą wszak byłaś i jesteś inspiracją!
OdpowiedzUsuń