Pięknie malowane w kwiaty krzesła czekały na nas... |
Czas był już obiadowy, postanowiliśmy zatrzymać się na zasłużoną strawę.
Weszliśmy do środka i oczom naszym (a mojemu sercu, kochającemu starocie) ukazał się... zatrzymany czas.
Karta dań natychmiast uaktywniła moje wiejskie kubki smakowe.
Mój wybór tego dnia był krwisty i ryzykowny (w przypadku złego przyrządzenia):
CZERNINA z kluskami ziemniaczanymi i KASZANKA!
Byłam żądna krwi!
Boże ostatni raz jadłam czerninę na wsi u babci, jakiś tysiąc lat temu!
Igor studiuje menu w poszukiwaniu kotleta |
Igor, czekający na kotleta (nostalgicznie zamyślony) |
Nieaktywne ale piękne cudo muzyczne |
Ten stary, niegdyś grający instrument dostojnie prezentował swoje kształty.
Próba wydobycia dźwięku nie powiodła się, patrzyliśmy z podziwem na to cudo muzyczne.
Stary młynek i przetwory "babciowe" |
przyciągały mój wzrok.
Słoiki zamknięte płóciennym materiałem
przywołały z pamięci spiżarkę babci.
Jeśli nawet nie mojej babci to
tak ogólnie były "babciowe" :-)
Inne instrumenty stały, dostojnie prezentując się w oknie.
Instrumenty nienazwane przeze mnie lecz obdarzone zachwytem |
Nie podejmę się ich nazwania.
Z pewnością miały już swoją, bogatą historię.
Dęty i szarpany przeze mnie również nienazwany |
I kolejne, ciekawe muzyczne cudeńka.
Takie, co silnych płuc wymagają i takie, co rąk sprytnych potrzebują.
Oczekiwanie na strawę wypełniło moje serce i oczy radością.
Patrzyłam okiem obiektywu, chcąc zatrzymać na zdjęciach ten uroczy, swojski klimat.
Kiedy nadeszła moja krwista strawa rzuciłam się wygłodniała smaku z dzieciństwa.
Wspaniałości!!!! Czernina z pysznymi, mięciutkimi kluseczkami i rodzynkami spowodowała, że odpłynęłam w kraj lat dziecinnych.
Kaszanka - rewelacja! Podana ze smażonym, ozdobnie podanym na patelni plasterkiem jabłka dopełniła dzieła.
Cudna poduszka |
Później, już tylko poduszka nęciła mój wzrok,
rozkosznie przypominając o pościeli richelieu...
Rozkosznie śpiący przy kominku puchaty zwierz |
Żegnał nas leniwie śpiący przy kominku kot (pewnie już był i po czerninie i po kaszance).
Ja byłam... więc fotografowałam już prawie na leżąco :-)
Z pewnością wrócę w to miejsce.
Ta przytulna chata nosi nazwę AUSTERIA i mieści się przy drodze, niedaleko Ostródy (po lewej stronie, jadąc z trójmiasta).
W adresie widnieje miejscowość: Rychnowy ale ja nie zauważyłam takiej tablicy.
Polecam wszystkim, którzy ponad luksus i blichtr przedkładają miejsca przytulne, z palącym się kominkiem, śpiącym kotem i milczącymi ze starości pięknymi instrumentami muzycznymi...
To, oczywiście nie jest rekomendacja dla wegetarian :-) im szczególnie polecam klimat miejsca...
OdpowiedzUsuńRzec chciałam, że ów leniwy zwierz jest futrzaty, puchaty jest, na ten przykład puchacz:) (powiedziałam, com wiedziała)
Usuńale on jest puchaty na futrze :-)
OdpowiedzUsuńElektryczność...Ty wiesz...:)
OdpowiedzUsuńi tu się różnimy bardzo. Nie siądę do stolika ze zjadaczem czerniny. Podziwiam z mocnym wykrzywem na twarzy!
OdpowiedzUsuńjuż się przedstawiam: Anonimowy to ja AŚA :)
OdpowiedzUsuńA gdyby tak z zasłoniętymi oczami spróbować? nie wiedząc, co jesz? smakowałaby :-)flaki lubisz? :-)
OdpowiedzUsuńtia flaczki jutro będą na podwieczorek (poważnie) Wiesz Izo, myślę, że zbyt często patrzę na pół litra mojej krwi w stacji krwiodawstwa. W woreczku foliowym. I krew zupełnie nie pasuje mi na talerz. Na talerzu wolę inne płyny. "Moja" Małgosia mówi na czerninę - zupa czekoladowa !
UsuńOdbiegając nieco...od kulinariów, chciałabym w celach edukacyjnych wprowadzić jeszcze śląską nazwę miejscowości, w której mieszkasz, droga Ty moja "Cudzienniczko", a mianowicie śląska nazwa to...DOBRZEWINO:) Całusy! A co do czerniny...zjadliwa, nie żeby jakieś ach! ale też nie beee!
OdpowiedzUsuńi fe i bee! przetaczać, pobierać, oddawać ale żeby zjadać???
Usuń