sobota, 28 kwietnia 2012

Cuda i cudaki

Lubię spacerować z moim psem.

Nic wielkiego niby a frajda ogromna.
Pies mój zaprzęgowej jest rasy i wybiegania potrzebuje.
Chodzimy, zatem w miejsca odludne, żeby mógł zasmakować przestrzeni.



Dobrze jest mieć psa za przyjaciela. 

Można przytulić się do włochatego, niedźwiedziego pyska, a mój samoyed to niedźwiedź prawdziwy!











Pewnie wielu rzeczy pięknych nie zobaczyłabym gdyby nie Biełyj, mój pies.
Kiedy on rozsmakowuje się w terenie ja oglądam co tylko mi w oczy wpadnie...
Oto kilka cudów mikroświata...


Leżąc na mokrej, jeszcze zimnej trawie najlepiej widziałam to, co schowane i maleńkie :-) 

Kiedy widzę tak blisko, to co malutkie w istocie i w porównaniu do człowieka - uruchamia się wyobraźnia :-) 

Oto dwie, owłosione paszcze! 

Tu wydawałoby się, że jesteś w gęstym lesie...



Włochate mieszkanko?
Czapka leśnego ludka?

Tylko maleńka kropla rosy obok na trawie pokazuje jaka to malutka łupinka...


Plątanina gałęzi z pięknym, niebieskim "kożuszkiem" :-)













Fajnie jest spacerować z psem :-)

Skrzydła

Dwa dziwne stwory sfotografowałam nad morzem.

Pierwszy z nich, materia nieożywiona tryskająca na boki wodą, niczym wielka fontanna.
Z daleka wyglądał jak monstrualny ptak z wielkimi skrzydłami, który za chwilę wzniesie się w powietrze.  


Drugi stwór to materia ożywiona... biedronka :-)

Kiedy zbliżyłam się do niej z aparatem (szła po szybie w restauracji) rozłożyła skrzydełka i pokazała piękny, niczym koronka wzór.




środa, 25 kwietnia 2012

Nabieram patyny

Poczytywałam sobie kilka dni temu artykuły w tzw. Poradniku Psychologicznym Polityki (pożyczonym od zaprzyjaźnionego Taty).

Zaintrygował mnie już sam podtytuł: Szczęśliwie dorosnąć, dojrzeć i nabrać patyny. 

Czytałam chaotycznie, po swojemu, nie od pierwszego artykułu rozpoczynając tylko jakoś tak w środku się rozczytując...

Dlaczego o tym piszę?
Otóż, lektura doprowadziła mnie do wniosku, że obecne moje bytowanie ziemskie zmierza do... nabierania patyny :-)
Niczym Statua Wolności pragnę pokryć się szlachetnym nalotem...

Wiek średni, którego jestem dumną przedstawicielką charakteryzuje się podsumowywaniem (ale długi wyraz!).
Taką czynność ja czynię ze swoim życiem.

Im dłuższa moja historia, tym prostsza.
Magdo Ś., tak! moje życie jest nadal czarno-białe! Prawdopodobnie kolory są nawet bardziej wyraziste :-)

Dorastałam kolorowo...
Dojrzewałam burzliwie i długo...
Nabieram patyny powoli, rozsmakowując się w tym stanie braku potrzeby akceptacji otoczenia. 

Nabieranie patyny to taki czas "do wewnątrz".
Zaglądasz, szukasz i tworzysz środek. Swój środek.
Definiujesz siebie, swój sens i swoje cele.
Chcesz zobaczyć siebie w swoich własnych oczach! (nie w otaczających cię...).

Twoje oczy to Twoje zwierciadła...







Dorastałam kolorowo...
Dojrzewałam burzliwie i długo...
Nabieram patyny powoli...













 Na koniec "złota myśl" z pożyczonego poradnika:

Z wiekiem człowiek rezygnuje z balastu relacji, które traktował instrumentalnie. 
Pragnie skoncentrować się na tych naprawdę dla niego ważnych. 

czwartek, 19 kwietnia 2012

Włoskie smaki, słowa i dusze

Jeśli ktoś mi powie, że życie to przypadkowy splot zdarzeń to dziś z pewnością się z tym nie zgodzę.
Z pełną stanowczością, nie dziś.

Zacznę od końca...od tej chwili...

Wrocław, wieczór, hotelowa restauracja... 

Piszę, siedząc przy małym stoliku, po wspaniałej, włoskiej kolacji (tagliatelle z polędwiczkami wieprzowymi, suszonymi pomidorami i parmezanem :-))

Kwiaty w Parku Grabiszyńskim...

Wspaniałe! Połączenie delikatnego mięsa z charakterystycznym, kwaskowatym smakiem suszonych pomidorów, tartym parmezanem i sosem śmietanowym... 
P o e z j a :-)







Wiosna z pewnością zawitała już do Wrocławia :-)

Obok siedzi czwórka Włochów :-) z energią dyskutujących na jakiś temat.

Słucham melodii tego wspaniałego języka, przyjemnej dla ucha niczym najpiękniejsza muzyka, uśmiechając się do siebie :-)

Mam wielką ochotę spytać ich czy mogę się przysiąść :-) walczę ze sobą, żeby tego nie zrobić!

Jedzą podobnie jak mówią i żyją.
Z pasją, energią, taką ciepłą przyjemnością.
Patrzenie na nich i słuchanie ich jest dla mnie wielką ucztą :-)



Późnym popołudniem, po pracy wybrałam się na spacer.
Bez planu, po prostu przed siebie...

Obelisk zaprojektowany przez Angelo Regrettiego (tył)


Droga doprowadziła mnie na stary cmentarz żołnierzy włoskich, jeńców wziętych do niewoli niemieckiej, po przegranej przez Włochy bitwie pod Caporetto w 1917 roku. 



Napis w języku włoskim i w takich kolorach płonące znicze


W centralnej części cmentarza stoi obelisk zaprojektowany przez Angelo Regrettiego, z napisem w języku włoskim: Pax – L'Italia ai suoi figli caduti nella guerra mondiale MCMXV-MCMXVIII

Pokój – Włochy swoim synom poległym w wojnie światowej 1915-1918



Budowę cmentarza rozpoczęto w roku 1927 a jej koszty pokrywał w całości rząd włoski.

Złożono tu szczątki 1016 żołnierzy zmarłych w obozach jenieckich we Wrocławiu oraz w siedemdziesięciu innych miastach Dolnego Śląska i wschodnich obszarów Niemiec.



Prawie wyłącznie młodzi ludzie...


Pod koniec roku 1943 pochowano tu także 20 żołnierzy włoskich wziętych do niewoli po próbie odsunięcia od władzy Mussoliniego. 

Cmentarz znajduje się na terenie Parku Grabiszyńskiego we Wrocławiu.





Zupełnie niespodziewanie, bez planu spędziłam dzisiejsze popołudnie i wieczór w otoczeniu włoskich smaków, słów i dusz...

Z głową w chmurach...

Widok zza okna samolotu nigdy nie przestanie mnie zachwycać.

To cud móc widzieć własny dom z lotu ptaka.
Chmury w dole, nie w górze.
Zachód słońca pod skrzydłem samolotu.




Lenny

Lenny Kravitz i FIVE to moja tajna broń na stres i zmęczenie.
Od zawsze.

Należy słuchać głoooooośnooooooo! 



I jeszcze tylko mała uwaga: Kravitz uzależnia :-) 

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Będziemy działać sprawniej

Czesław śpiewa...
A jego muzykę, diabelskie wykonanie, pokrętne teksty o prostych rzeczach można by określić jako... Czesiek, chyba tylko...i wszytko jasne! 
 


Znalazła raz pewna pani
aparat do 'bani'
z sentymentem wzruszona
wzięła go w ramiona
i czule do niego rzekła
ty jesteś rodem z piekła
a ja jestem rodem z nieba
nic więcej nie potrzeba
nic więcej nam nie potrzeba

Ty jesteś starym gratem
ja cie naprawię zatem
zmienię ci obudowę
i włożę części nowe
i
i będziesz piękny jak dawniej
i będziesz działać sprawnie
znów pokażesz klasę
i zaświergolisz czasem
a ja cię wsadzę w klatkę
byś nie odleciał przypadkiem

Będziemy piękni, jak dawniej
Będziemy działać sprawniej

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Każde święta muszą być...

...rodzinne, nie mam cienia wątpliwości!!!!

Mama, Igor (przed babcią), P. (autor zdjęcia), Borys i ja :-) w Bażantarni (Elbląg)

Bo w świętach ważna jest tradycja.
Jaja, święconka, baranki i kiełbasy.
Żury, uda kacze i mazurki.
Palmy, psalmy i modlitwy.

A dla mnie najpiękniejsze w świętach jest to, że razem idziemy na spacer :-) 

piątek, 6 kwietnia 2012

Świat pod nogami

Warto mieć czasem głowę w chmurach...
Warto czasem spojrzeć prosto w słońce...
Warto  patrzeć przed siebie, daleko...

Dziś podejrzałam świat pod stopami i odkryłam tam maleńkie cuda...

Serce z kamienia...komuś wypadło? :-)
Kamień jakby prosto z kosmosu...
Piasek misternie wyrzeźbiony falą... i mały, błyszczący kamyczek
Tak delikatne i małe, że trudno je dostrzec...
Czupryna trawy...

czwartek, 5 kwietnia 2012

Pszczoły, kwiaty i słońce

Wiosna już przyszła!

Przyleciały pszczoły! Bzyczały i pracowicie zapylały kwiaty wierzby w moim ogrodzie.
Natychmiast poczułam się wiosennie i z przyjemnością sięgnęłam po narzędzia ogrodowe, aby rozpocząć sezon. 

Piękna, pracowita pszczoła... cierpliwie zapylała wierzbowe kwiaty, kiedy dokumentowałam jej pracę :-)
Kiedy pochyliłam się z motyką ku ziemi zobaczyłam, że mamy już w ogrodzie stokrotki.
Zadziwiają mnie swoją determinacją.
Rosną pośród trawy, często nieświadomie przez nas czy psa deptane lub koszone... i znów są!

Stokrotne cuda :-)
Wielka, srebrna piękność też wygląda już wiosennie.

Świerk srebrny
Kiedy już zabrałam się do pracy, Biełyj towarzyszył mi przez cały czas, bacznie obserwując co robię...
Patrzył, czy na przykład nie chcę zakopać dołów, misternie przez niego wykopanych... naprawdę głębokich!
Mój syberyjski, ogrodowy pomocnik (w kopaniu dołów jest arcymistrzem!)
:-)

Słońce dawało dużo ciepła i energii, uzupełniało braki po zimie :-)


Kiedy przyroda budzi się do życia, to i człowiek (który jest wszak jej częścią) również jakby żwawszy :-)

wtorek, 3 kwietnia 2012

Spałam w Pile lecz nie piłam w Spale

Od kilku lat, co miesiąc przyjeżdżam na kilka dni do Piły. 
Jestem tu w pracy.

Miasto jak miasto.
W zasadzie niewiele tu ciekawych miejsc (no może restauracja "Pomarańczowy Fortepian" ale o tym w innym poście). 

Coś jednak jest na rzeczy skoro piosenki z pilskim motywem wciąż powstają :-)

Oto prześmiewca Artur Andrus, który pijał w Spale i spał w Pile :-)




I trochę historii z czasów, kiedy w Pile było jak w Chile...
Wszystko się zgadza, kiedy tak patrzę... na rogacza na wieżowcu :-)



Pozdrawiam z Piły!

Izuniu Cz.-P. Ciebie szczególnie :-)

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Magia Supraśla

Ostatni weekend marca spędziliśmy na Podlasiu, w sercu Puszczy Knyszyńskiej, w urokliwym miasteczku Supraśl.

Spacerując uliczkami Supraśla miałam wrażenie jakby wszystko tam było... proste.

Proste były domy, drewniane, skromne (choć kolorowe).
Proste jedzenie (dla mnie smaki dzieciństwa!): babka ziemniaczana, kartacze...
Prości, życzliwi ludzie.  

Czas płynął wolniej...  

Rzeka Supraśl... w wodzie odbija się niebo... Igor zatrzymuje tę chwilę, fotografując :-)

To miasteczko spokojne, ciche i kolorowe... takie "ludowe"...
Supraśl pełen kolorów...















Dom podobny do tego, w którym spędziłam szczenięce lata... u babci w Chutkowicach  (130 km od Supraśla)

Prosty dom
Specyficzna zabudowa (długie rzędy niskich, kolorowych domów) przywodziły mi na myśl Bornholm.

Czułam się jak na duńskiej wyspie :-)
...a tę chwilę zatrzymałam w kadrze ja :-)


Wracam do Supraśla już niebawem... :-)

Deser w Jurcie Tatarskiej

W sobotnie popołudnie wybraliśmy się szlakiem tatarskim z Supraśla do miejscowości Kruszyniany.
Wsie i miasteczka Puszczy Knyszyńskiej zauroczyły nas ciszą, spokojem i bliskim kontaktem z naturą.

Po odwiedzeniu najstarszego, tatarskiego meczetu spontanicznie postanowiliśmy spędzić czas "w podgrupach".
Męska część mojej gromady pojechała do miejscowości Bobrowniki, gdzie znajduje się granica polsko-białoruska.
Ja, zaś postanowiłam zasmakować kuchni tatarskiej w pobliskiej jurcie, którą odwiedził nawet książę Karol, kiedy gościł w Polsce.

Pora była poobiednia, więc zdecydowałam się tylko na deser.
Ale jaki!!! rewelacja, tego smaku nie da się porównać z żadnym innym, mi znanym.

Herbata ze świeżymi listkami ziół




Do deseru pyszna, aromatyczna herbata :-)










Pachlava


Wspaniałe, rozpływające się w ustach ciastko...

Smakowało jak połączenie ciasta drożdżowego z francuskim.

Wyraźnie czułam smak migdałów i miodu...

 Ciastko jest syte... nie porywałabym się na drugie :-)

Polecam, pycha!



Oto menu:


Znajoma z Białegostoku, pochodząca z Supraśla polecała gorąco pierekaczewnik...

Niestety, nie tym razem dla mnie...

Z pewnością wybiorę się jeszcze do Jurty Tatarskiej w Kruszynianach (tym razem przed obiadem) i na pierekaczewnik :-)












Miejsce swojskie, przytulne...
Czuć tradycję i widać więź z historią...










Stare zdjęcia tworzyły dobry klimat...












































Z pewnością warto odwiedzić to ciekawe miejsce.
Ja wybieram się już niebawem :-)