Kiedy jestem bardzo, bardzo zapracowana (a tak się czasem zdarza :-)) bywa, że nie czytam pozazawodowych książek.
Bywa, że nie mam czasu nie tylko na czytanie ale na wiele innych (czasem "podstawowych" rzeczy).
Mam wówczas poczucie, że tracę coś wyjątkowego, jakąś niewidzialną więź z historią, wartościową myślą, czymś co mogłabym dostać, czytając.
Staram się szybko wypełnić to poczucie straty... książką :-)
To znak czasów, myślę.
Choć, z drugiej strony... wśród moich znajomych coraz więcej jest takich osób, które odwiedzają...biblioteki!
Sama z radością opowiadam o naszej wiejskiej bibliotece w Kielnie :-) z której wypożyczam książki dla siebie i Igora.
W moim domu (czy też w domach, w których mieszkałam) zawsze były książki.
Różne.
Poważne, niepoważne.
Filozoficzne rozważania, poezja, kryminał, literatura popularna, te traktujące o sztuce i wiele jeszcze innych, różnych.
Dla malucha, średniaka i starszaka.
Kupione, pożyczone.
Grube, cienkie.
Z obrazkami i bez.
Przeczytane raz czy kilka i te, które czekają na dobry moment.
Pamiętam swoją fascynację egzystencjalizmem! Czytałam wszystko, co tylko udało mi się wypożyczyć z biblioteki... Jean-Paul Sartre, Albert Camus, Simone de Beauvoir.
W czasach studenckich Beauvoir była dla mnie wzorem absolutnym: niezależna, wolna, inteligentna kobieta filozof, feministka.
Hmmm... odnosząc się do czasów studenckich, rzeczywiście literatura, która mnie fascynowała określała mnie dość precyzyjnie :-)
Miałam, wówczas przez czas jakiś pomarańczowe włosy (pomarańczowe jak prawdziwa pomarańcza!), ponieważ pasowały mi do ulubionych pomarańczowych butów!
Za to były krótkie, bardzo krótkie, właściwie prawie nieobecne (włosy, nie buty oczywiście).
Z opowiadań mamy wiem, że nauczyłam się czytać bardzo szybko, chodziłam jeszcze do przedszkola.
Moi synowie również bardzo szybko i sami (choć nie umiem tego wyjaśnić - jak? a pewnie powinnam) nauczyli się czytać.
Może ja za mało im czytałam i wzięli sprawy w swoje ręce? :-)
(Wakacje 2010) Igor w restauracji, czekając na obiad |
Zadziwiające, że prawie 20 lat temu mój syn bawił się klockami, o których ja uczyłam się, jako nowatorskiej metodzie nauki czytania i pisania, zaledwie 6 lat temu!
Układał je sobie cichutko w pokoju, coś mówił do siebie, o coś mnie czasem pytał aż kiedyś przyniósł mi złożony z klocków wyraz.
I stało się! "Worek z książkami" rozwiązał się!
Co robi Igor, kiedy wszyscy śpią ? :-) |
Niewątpliwym hitem był Harry Potter i jego historie.
Igor także miał klocki logo (i lego).
Nie wpłynęły one jednak, jak sądzę na fakt, że bardzo wcześnie zaczął sam czytać.
Jak młodszy syn nabył tę umiejętność tak wcześnie?
Nie wiem...jakoś tak samo wyszło :-)
Większość półek w pokoju Igora zajmują książki.
Igor czyta przy śniadaniu, obiedzie, kolacji, w podróży, w drodze do szkoły itp.
W każdym niemalże miejscu w domu są porozkładane jego książki.
Wracając do myśli przewodniej posta...
Kim ja jestem dziś?
Co jest pod moją "strzechą"?
Idę zobaczyć... przyjrzeć się sobie :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz