("Zwierzę wolne nadwigierskie" w czasopiśmie "Sztuka życia"(wydawnictwo tygodnika POLITYKA).
Tyma lubiłam od zawsze.
Właściwie od "Rejsu" i "Misia".
Pamiętam Tyma, kiedy był dyrektorem Teatru Dramatycznego w Elblągu (to było coś!).
To nie-celebryta w rozumieniu mediów.
To spokojny, ciepły człowiek, który uciekł na wieś w poszukiwaniu kontaktu z naturą.
Mieszka z psami i kotami :-)
Mówi o sobie, że jest uzależniony od Syriusza, bo to psia gwiazda.
"Chciałem mieć psy, bo ich wiara w człowieka uspokaja"...
Dom zbudował, drzewa sadzi, dzieci nie ma.
Siedemnaście lat temu usłyszał diagnozę: rak żołądka, 3% szans na przeżycie.
Żyje.
Szczęśliwy, wyciszony i pogodny.
Dobry dla zwierzaków.
Dobry dla ludzi.
Dobry dla siebie.
"Moja" brzoza terapeutka :-) |
Mile zaskoczył.
Kiedy czytałam o tym, jak żyje, co myśli to widziałam i słyszałam trochę siebie teraz... a trochę siebie za 20 lat :-)
Mój Biełyj drug :-) |
Na pytanie autorki : Jakaś bardzo szczęśliwa chwila?
Stanisław Tym opowiada:
"Miałem ich trochę. Opowiem o jednej bardzo dziwnej. Płynęliśmy jachtem przez Adriatyk. Miałem nocną wachtę sternika. Kapitan i załoga spali. Pełne morze, rozgwieżdżone niebo, lekki wiatr. Siedziałem na burcie przy sterze i nagle za swoimi plecami usłyszałem głośne ludzkie westchnienie, a następnie drugie. To były dwa delfiny, które płynęły za jachtem do wczesnego świtu. Pierwszy raz, i jak dotąd ostatni, miałem je na wyciągnięcie ręki."
Tak sobie myślę, że takie właśnie wspomnienia warto przechowywać i pielęgnować w pamięci...
niezłe :-)
OdpowiedzUsuń