wtorek, 31 lipca 2012

Pamięć

Jutro 1 sierpnia - rocznica Powstania Warszawskiego.

Poniżej kilka słów śpiewanych, współcześnie w obcym języku - na ten właśnie temat.

SABATON "Uprising"



I w ojczystym, naszym języku...

LAO CHE "Godzina W" 

 

Postanowiłam chwilę pomyśleć, dopytać, doczytać... pamiętać.
To przecież kawałek ważnej historii..

niedziela, 29 lipca 2012

Kto pyta... zabłądzi

Uwielbiam ten fragment :-)


Nie warto pytać o wszystko :-)
Odpowiadając, czasem pomilczeć należy :-)


Mina Marka Kondrata na końcu... bezcenna!

Pod niebem i na ziemi

Cuda prawdziwe można zobaczyć i w chmurach i na ziemi...

Oto latający, niedaleko mojego domu - człowiek :-)



Oto rosnący pod czereśnią w moim ogrodzie - rumianek...


Czasem, to co duże jest małe a małe jest duże :-) zależy od perspektywy... życiowej :-)

Mała rzecz, gest, uśmiech we właściwym momencie mogą dać dużo więcej niż drogi prezent :-) 
To taka moja, dodatkowa refleksja... 
 

wtorek, 24 lipca 2012

Ograniczenia i możliwości

Oto dwie historie.

Jedna zaśpiewana, druga namalowana.

Obie nieśmieszne, choć dające dużo dobrej energii.

Słowa, które usłyszałam dały wiarę.
Obraz, który zobaczyłam... kopa!   

Kiedy pierwszy raz obejrzałam film, do piosenki zespołu Raz Dwa Trzy tylko słuchałam.
Nawet trochę nieuważnie, wszak znam tekst prawie na pamięć.

Kiedy jednak zaczęłam skupiać się na tym, co dzieje się w tle... oniemiałam.
To była historia dla mnie, lekcja pokory i dużej dawki wdzięczności za to, co mam.
Patrząc na tego malarza nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest szczęśliwy.

Nie dostał rąk, choć dostał talent.
Co jest bardziej wartościowe?
Czy można w ogóle zadawać takie pytanie? 


Warto skupiać się na możliwościach nie na ograniczeniach...

Chyba, paradoksalnie łatwiej jest odnaleźć prostą, codzienną radość i wdzięczność osobie, która czegoś "nie dostała i nie dostanie".

Poczułam wielki, ogromny wstyd, że czasem jestem niezadowolona z tego, co mam...

Skruszona, wdzięczna B. Iza :-) 

niedziela, 22 lipca 2012

Torreadorka negocjator

Ostatnio w mojej głowie pojawiła się myśl, aby zmienić zawód.
Tak mnie zachwyciła (ta myśl), że puściłam ochoczo wodze wyobraźni i szukałam pomysłu na ową zmianę.

Zapytałam kilka osób, które trochę mnie znają, w jakim zawodzie widzą mnie, poza obecnym. 

P. po chwili namysłu orzekł, że mogłabym pracować jako policyjny negocjator (!).
Igor zaś, po bardzo krótkim namyśle zaproponował: torreadorka, mamusiu.
Nic dodać, nic ująć.
Tak widzą mnie osoby, z którymi mieszkam.

Asia-siostra powiedziała, bez zastanowienia, że "pracować z psami".
M. powiedział, że mogłabym pisać książki.
Negocjatorka/torreador w akcji :-)










Ja długo myślałam... i oto co chciałabym robić: 

Chciałabym... pisać wiersze dla dzieci :-) i wydawać je (pisać, wszak piszę... ale "do szuflady" :-)

Lub pracować jako pomoc weterynarza w lecznicy :-)

Lub może jako ogrodnik/ogrodniczka (choć po moim ogrodzie patrząc, można by w to zwątpić :-))

Mogłabym również być Panią bibliotekarką (tyle książek i taki spokój!). 

Odpowiedzi na pytanie o nowy zawód dużo wniosły do mojego poglądu na siebie w oczach innych :-) 
Dziękuję odpowiadającym! :-)

Psiarka, dzieciom-pisarka, ogrodniczko-bibliotekarka Iza

piątek, 20 lipca 2012

Champion in Dobrzewino

Jestem psem.
Podobno rasowym, choć nie bardzo wiem, co to oznacza.
Słyszę jak mówią, "o! samoyed, rasa pierwotna... kompletnie pozbawiony genu agresji i taki mądry, jak to szpice". 

Co to samoyed i szpic też nie wiem...  o agresji nie wspominając.

Wołają na mnie różnie: biełyj, mordeczka, biełasek, małpiatka, wacik,...
Najczęściej jednak Biełyj, więc to chyba jest moje imię.


Ludzie są dziwni.
Nie mają sierści i nie zawsze są chętni do zabawy (no może za wyjątkiem Igora).

A dookoła tyle ciekawych rzeczy!
Weźmy, na przykład taki patyk ogrodowy... Cudeńko!
A ile możliwości do zabawy!

Patykiem można dziubnąć się w oko... lub nawet dwa... naraz
Patyk można również polizać...
Patykiem można wyczyścić przestrzenie międzyzębowe...

No i podobno jestem dość ładny... jak na psa. 
Nawet tytuł mi jakiś przyznali...
Musiałem tylko na tym wiadrze dziurawym się pokazać.
Prooooooszę, oto ja!!!!!

Chwilę postoję, zróbcie te fotki... i gonię dalej w tym błocie!

1 miejsce w konkurencji WIOSKOWY ale RASOWY :-)

niedziela, 15 lipca 2012

Wy nie wiecie...

...a ja wiem, jak rozmawiać trzeba z psem :-)

Uczucie bezwarunkowe i odwzajemnione: Igor i Biełyj 


poniedziałek, 9 lipca 2012

Warto się czasem posmucić...

Kto by pomyślał! posmucić? warto?

Chcemy się cieszyć niezmiennie, codziennie rozsyłać uśmiechy na prawo, lewo, w przód i tył...
Mówimy: nie smuć się, będzie dobrze... widząc kogoś, kto ma minę niewesołą...
A smucenie się jest ważne i dobre, tak myślę...
Wiem.

Kiedy się smucę, to robię się taka "do wewnątrz".
Dostrajam się do siebie.
Odruchowo obejmuję siebie :-)
i otaczam opieką.

Smutek przychodzi czasem zupełnie niezapowiedziany.
Tak po prostu pojawia się i jest.
"Po coś" jest, przecież.

Smucący się poeci pisali najpiękniejsze wiersze.
Smucący się pisarze, najlepsze książki.
Nie zawsze i nie wszyscy, oczywiście.
Gdyby tak było świat składałby się z samych smutasów :-) a to nie byłoby z pewnością dobre.

Tak jak choroba, nasza osobista czy też bliskiej osoby martwi nas, powoduje że zaczynamy bardziej troszczyć się o zdrowie (przynajmniej do czasu wyzdrowienia), tak smutek warto w sobie "przepracować".
Pochylić się nad nim, zwolnić tempo, trochę uciec od świata, ludzi do...siebie.

Warto "posłuchać" swojego ciała, które w smutku jest napięte i jakby bardziej zmęczone.
Widać wyraźniej zmarszczki, oczy nie mają blasku.

Jeden z moich przyjaciół powiedział mi niedawno, że warto czasem pogrążyć się w smutku, rozczochrać głowę, założyć dresy i po prostu poddać się temu oczyszczającemu stanowi.
Nie wypierać, nie udawać.
Nie zamiatać pod dywan.
Być ze sobą w zgodzie.
Smutek to smutek i już.
Żadnego udawania... (dziękuję! N.) 

No więc i ja się chętnie i odważnie smucę.
To naprawdę oczyszczające uczucie.
Warto! 

40-tka w górach

Nie chodzi tu bynajmniej o 40-te urodziny, jak można by przypuszczać.
Te dawno już za mną :-)

40-tka to ilość kilometrów, które przebyłam w Karkonoszach, niesiona przez mój biało-niebieski rower :-) ... no może jeszcze trochę siłą mojej woli i trochę dzięki mięśniom i płucom.

Pod górę ok. 1200 m przewyższenia.
Jak w życiu :-) droga niełatwa ale ile radości dająca!
A jaki pęd cudowny w duszy, kiedy w dół pędem mknęłam!
I serce biło tak mocno znów :-)

Zdrooooowe zmęczenie!

Dla chętnych obejrzenia, trasa moja w linku poniżej:

http://www.endomondo.com/workouts/o3PiJWruybI

Ps. fajnie tu...

sobota, 7 lipca 2012

Serce Karkonoszy

Klimat małego miasteczka...

Cicho, spokojnie.
Nikt, nigdzie się nie spieszy.
Żadnego "wyścigu szczurów"... chyba, że tych prawdziwych gryzoni :-) 

Pachną piękne, dostojne lipy.
Olbrzymie, dzikie i ogrodowe czereśnie kuszą czerwonymi owocami.

Ta cisza zostaje w duszy :-)

Mały Gremlin bacznie obserwował mnie zza sztachet swojego królestwa :-)
Jeden z wielu dzikich, magicznych ogrodów z pięknymi, wielkimi drzewami
Dom, jakich wiele w Podgórzynie  
Ukwiecona pięknie chałupa

W sieci

Pająk co sieć swą tkał misternie
zmęczony zasnął na parapecie
śniąc, że w przepastne czeluści czernie
wpada mu muszka największa w świecie

Muszka malutka, wesoło brzęcząc
świata uroków zaznawać chciała
o wrogu swoim więc źle nie myśląc
przecież mnie nie zje, wszak jestem mała

Wzór piękny, utkała to ręka mistrza! 
Muszę obejrzeć, zobaczyć ściegi 
Do sieci gnała ją siła wyższa
tak dołączyła w ofiar szeregi!






























Pająk wyostrzył przez sen swe zmysły
i szybkim skokiem znalazł się w sieci 
nie będę kijem zawracał Wisły
zjem ciebie mała, choć nie jem dzieci.

Morał z wierszyka taki wynika
czyś duży, mały, odważny, słaby
czy chodzisz, latasz czy może fikasz
sieci unikaj, jak wrzątku żaby! 

Bo to, co świeci i kusi pięknie
nie zawsze dobre jest dla każdego
choć oczy cieszy, serce ci pęknie
kiedy zbyt blisko podejdziesz tego.

                                                    /Iza/ 

Ps. Nie wszystko  złoto, co się świeci, rzec można by cytując stare przysłowie.
Zdjęci muszki i cały proces unicestwiania obejrzałam z okna... ku przestrodze i przerażeniu szczeremu... 


piątek, 6 lipca 2012

Makiety i nagrobki

No i jestem na urlopie.
Trochę niespodziewanym i nieplanowanym.
Ale jestem i jest tu pięknie.
Karkonosze.
Miejsce zupełnie przeze mnie nieznane.

Jako osoba nastawiona na cel (niestety... a może stety :-)) pierwszego dnia postanowiłam zobaczyć, co Dolny Śląsk ma mi do zaoferowania ciekawego poza fauną i florą.
Taki pomysł na deszczową pogodę, która również tego dnia nastała.

Wybrałam się do Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w miejscowości Kowary, aby popatrzeć na cuda architektury tutejszej.
Było ich kilkadziesiąt a miły (przystojny! :-) przewodnik, wręczywszy mi parasol (padało) oprowadził mnie po parku i opowiedział o każdym z zabytków.
Miejsce polecam :-) 


Na "Śnieżce" ;-) 


Ojciec i syn, jak sądzę...
Wracając, rozglądałam się bacznie dokoła, szukając ciekawych miejsc.
Zobaczyłam ruiny kościoła i stary cmentarz.
Nie wiedzieć czemu lubię (choć to nie do końca właściwe słowo, w tym wypadku) stare cmentarze.
Jest w nich jakaś tajemnica i magia.
Tu znalazłam stare płyty nagrobne m.in. z XIX wieku.
Zapomniane... rozrzucone bezładnie...




Wszystkie napisy na płytach mówiły o tym, iż gdzieś tu, na tym cmentarzu został pochowany KTOŚ pochodzenia niemieckiego.
 
Piękna płyta z kamiennymi kwiatami, niestety bezimienna...


A to ja, wciąż żywa i szczęśliwa, że moje nazwisko nie pojawiło się tutaj... ruiny kościoła



























I tak makiety zabytków, które wiele lat temu stworzyły zdolne ręce i nagrobki ludzi, którzy kiedyś zamieszkiwali te tereny tchnęły we mnie ducha ciekawości poznawania tego nowego miejsca.