Chcemy się cieszyć niezmiennie, codziennie rozsyłać uśmiechy na prawo, lewo, w przód i tył...
Mówimy: nie smuć się, będzie dobrze... widząc kogoś, kto ma minę niewesołą...
A smucenie się jest ważne i dobre, tak myślę...
Dostrajam się do siebie.
Odruchowo obejmuję siebie :-)
i otaczam opieką.
Smutek przychodzi czasem zupełnie niezapowiedziany.
Tak po prostu pojawia się i jest.
"Po coś" jest, przecież.
Smucący się poeci pisali najpiękniejsze wiersze.
Smucący się pisarze, najlepsze książki.
Nie zawsze i nie wszyscy, oczywiście.
Gdyby tak było świat składałby się z samych smutasów :-) a to nie byłoby z pewnością dobre.
Tak jak choroba, nasza osobista czy też bliskiej osoby martwi nas, powoduje że zaczynamy bardziej troszczyć się o zdrowie (przynajmniej do czasu wyzdrowienia), tak smutek warto w sobie "przepracować".
Pochylić się nad nim, zwolnić tempo, trochę uciec od świata, ludzi do...siebie.
Warto "posłuchać" swojego ciała, które w smutku jest napięte i jakby bardziej zmęczone.
Widać wyraźniej zmarszczki, oczy nie mają blasku.
Jeden z moich przyjaciół powiedział mi niedawno, że warto czasem pogrążyć się w smutku, rozczochrać głowę, założyć dresy i po prostu poddać się temu oczyszczającemu stanowi.
Nie wypierać, nie udawać.
Nie zamiatać pod dywan.
Być ze sobą w zgodzie.
Smutek to smutek i już.
Żadnego udawania... (dziękuję! N.)
No więc i ja się chętnie i odważnie smucę.
To naprawdę oczyszczające uczucie.
Warto!
Przeczytałam tu właśnie woje poranne myśli-zanim przeczytałam miałam jeszcze odrobinę wyrzutów sumienia bo przecież szczęścia mam chyba UMIARKOWANIE-więc tyle ile trzeba. A skąd ten smutek?-Teraz pamiętam że jeszcze mam COŚ w środku-smucę się dzisiaj.
OdpowiedzUsuń